niedziela, 15 maja 2011

Z przodu, z tyłu, z boku?

Czytałem gdzieś (nijak nie mogę sobie przypomnieć, w którym z tygodników to było) w ubiegłym tygodniu, że kard. Józef Ratzinger w rozmowie z jakimś dziennikarzem przypomniał, iż pasterz idzie przed stadem. Coś tam dalej było, że dziennikarz się złośliwie odciął, ale tego nie zapamiętałem.

Wypowiedź obecnego Papieża zapamiętałem, bo problem pasterza od dawna zaprząta moje myśli. Pasterza i jego usytuowania wobec powierzonego stada.

Niby rzecz jest tak prosta, jak w zacytowanej wyżej wypowiedzi kard. Ratzingera. Ale w rzeczywistości nie jest tak łatwo i oczywiście. Zwłaszcza, że obserwując wielu dzisiejszych duszpasterzy mam nieodparte wrażenie, iż wcale nie kroczą na przedzie, lecz obstawiają tyły. A to z dwóch powodów. Po pierwsze, ponieważ zajmują się nie prowadzeniem, lecz poganianiem owieczek, aby dreptały utartym szlakiem. Po drugie, aby mieć oko na to, ile i jakich owieczek robi skok w bok. Niekoniecznie po to, aby wleźć za nimi w krzaki i pomóc im wrócić do stada. Dość często po to, aby je wpisać na czarną listę i dopilnować, żeby nie wróciły i nie wywierały negatywnego wpływu na pozostałe.

Ksiądz Wojciech Drozdowicz pożalił się parę tygodni temu, że czuje się nie jak pasterz, ale jak hodowca drobiu. Ciekawe, że jego głos nie spotkał się z szerokim zrozumieniem współbraci. Z drugiej strony, z tego co zasłyszałem tu i tam, hodowanie kurczaków w klatkach jest mniej męczące niż łażenie w owcami po górach. Więc nic dziwnego.

Pasterz idący na przedzie stada to też trudny kawałek chleba. Stado ma to do siebie, że rzadko nadąża za przewodnikiem i bez przerwy trzeba skracać swój dziarski krok oraz oglądać się, czy owieczki nie za bardzo zostają w tyle. Każdy, kto kiedykolwiek próbował być przewodnikiem wie, jakie to męczące i stresujące. Nie mówiąc już o wysłuchiwaniu narzekań jednych owiec, że za wolno, a drugich, że za szybko. No i że droga mogłaby być mniej wyboista, i po płaskim, a nie ciągle w górę.

Więc może współczesny pasterz powinien iść z boku stada? E, to też nie za bardzo. W dodatku zbyt kojarzy się z konwojentem...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz