Z zafascynowaniem, ale też z głęboką zadumą, czytam od czasu do czasu (albo słucham w radiu lub w telewizji) wywiady z byłymi. Na przykład z byłymi działaczami tego czy innego ugrupowania, chociaż zjawisko, które mam na myśli, nie dotyczy tylko polityki.
Taki były albo była (bo rzecz dotyczy zarówno kobiet, jak i mężczyzn), jawi się najczęściej jako człowiek niezwykle spostrzegawczy i krytyczny. Ze swadą, ale też ogromnym zatroskaniem, opowiada, jak to w grupie, w instytucji, w społeczności albo wspólnocie, w której był jeszcze niedawno, działo się mnóstwo zła. Potrafi godzinami, precyzyjnie i szczegółowo relacjonować, co niedobrego miało miejsce, kto personalnie i osobiście za to odpowiadał, a kto był bezpośrednim sprawcą lub ostateczną przyczyną. Mało tego. Niejednokrotnie taki były albo była bezbłędne wskazuje środki zaradcze i naprawcze, których wdrożenie mogłoby radykalnie poprawić sytuację. Można odnieść wrażenie, że oto wypowiada się człowiek opatrznościowy, który niestety na skutek zmowy wrażych sił nie został dopuszczony do dzieł wiekopomnych, ratujących jeśli nie świat cały, to przynajmniej losy sporego jego kawałka. Wśród tych mocy przeciwnych niemal zawsze pojawia się przynajmniej jeden człowiek, który dzierżąc władzę, okazuje się niespotykaną kwintesencją cech negatywnych i szkodliwych, który ponosi lwią część odpowiedzialności za nieprawidłowości, o jakich mowa.
Posiadam odruch, aby czytając albo słuchając tego typu wywodów, poszukać wypowiedzi delikwenta albo delikwentki z czasów, zanim stał się byłym albo byłą.
Mam chyba pecha, bo dotychczas w takich razach znajdowałem w przepastnych czeluściach Internetu lub w archiwalnych gazetach prawie zawsze podpisane nazwiskiem owych krytycznych ludzi sformułowania pełne zachwytu i ukontentowania stanem grupy, instytucji czy społeczności, której część składową stanowili. Pech mój się pogłębia, gdy natrafiam na wyrazy adoracji i pozbawione jakiegokolwiek krytycyzmu zdania poświęcone owym sprawującym we wspomnianych miejscach władzę. A bywa, że znajduję przesycone potępieniem gromy rzucane przez aktualnych byłych na rozmaitych krytyków, którzy z odwagą lub desperacją ośmielili się wskazać jeden czy drugi błąd albo pomyłkę w działaniach zarówno całego przedsięwzięcia, jak i ludzi pełniących rolę przywódczą albo kierowniczą.
Ogarnia mnie wtedy zafrasowanie i chęć zadania kilku pytań, które zwykle w takich wywiadach nie padają. Pytań typu: Skoro tam było tak źle, to czemu tkwiłeś albo tkwiłaś tam tak długo? Czemu tak nagle cię oświeciło i dodało odwagi? Czy nie jest tak, że póki miałeś albo miałaś z tego korzyść, to całe zło ci nie przeszkadzało?
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 17 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz