Jak to w Polsce - sytuacja błyskawicznie dochodzi do poziomu paradoksu.
Ale po kolei. Zaczęło się od tego, że były szef "Tygodnika Powszechnego" nie poprowadzi dzisiaj programu "Rozmównica" w Religia.tv. Z dwudniowym wyprzedzeniem i subiektywnym komentarzem poinformował o tym na swoim blogu wiceszef kanału Szymon Hołownia. Sposób podania wiadomości do publicznej informacji od razu zdeterminował jej odbiór. Szymon Hołownia długiego posta, zaczynającego się od słów: "Do religii.tv dotarła dziś informacja, że ksiądz Adam Boniecki decyzją władz zgromadzenia Księży Marianów ma zakaz wypowiadania się w mediach i publicznych wystąpień, do czasu gdy zbierze się rada prowincji i zdecyduje o jego dalszym losie. Nie wystąpi więc, z tego wniosek, choćby w najbliższy piątek w "Rozmównicy"" zatytułował: "Ksiądz Boniecki uciszony".
Tytuł oddaje w sposób skondensowany, jak wiceszef telewizyjnego kanału rzecz całą zinterpretował. Na własnym blogu, opatrzonym adnotacją: "Publikowane blogi zawierają prywatne opinie ich autorów. Telewizja Religia.tv Sp. z o.o z siedzibą w Warszawie nie ponosi odpowiedzialności za ich treść".
Ci, którzy mają jakieś pojęcie o funkcjonowaniu mediów, wiedzą, że to, w jaki sposób dana informacja dociera po raz pierwszy do publicznego obiegu, ma ogromny wpływ na to, w jaki sposób jest następnie komentowana i na całą jej recepcję. Przypadek, o którym mówimy, jest znakomitym potwierdzeniem tej zasady. Wiadomość o decyzji marianów względem ich konfratra od razu trafiła w przestrzeń medialną w postaci komentarza. Ani na moment nie zaistniała jako "suchy" fakt. Dlaczego? Chętnie poznałbym odpowiedź na to pytanie. Dlaczego ów dwuzdaniowy komunikat pojawił się dopiero jako reakcja na medialne zamieszanie, zamiast go wyprzedzić? A po drugie, czy naprawdę musiał być dwuzdaniowy? Co by szkodziło, gdyby podając do publicznej wiadomości tego typu informację dodać do niej kolejne dwa zdania uzasadnienia? To byłby wyraz szacunku zarówno dla odbiorców, dla Kościoła, jak i samego zainteresowanego. Dzisiaj nawet małolaty oczekują, że taki czy inny dotykający ich zakaz zostanie wyjaśniony i umotywowany. Takie mamy czasy...
Ponieważ stało się, jak się stało, nie jest niczym dziwnym wybuch ogromnych emocji wokół sprawy. A wielkie emocje podsycają skrajne opinie i zachęcają do tworzenia podziałów, tworzenia grup zwolenników i przeciwników. Niestety, eskalacja tego typu działań w tej chwili trwa. Co gorsza, zaczyna się próba "znakowania" jednych przeciwko drugim. Tym przecież jest w swej istocie inicjatywa naklejek z obliczem byłego generała marianów i wieloletniego rednacza "Tygodnika" i napisem o tym, gdzie ma głos.
Jak tylko dojrzałem w sieci wiadomość o pomyśle naklejek, od razu przypomniały mi się słowa św. Pawła z Pierwszego Listu do Koryntian: "A przeto upominam was, bracia, w imię Pana naszego Jezusa Chrystusa, abyście byli zgodni, i by nie było wśród was rozłamów; byście byli jednego ducha i jednej myśli. Doniesiono mi bowiem o was, bracia moi, przez ludzi Chloe, że zdarzają się między wami spory. Myślę o tym, co każdy z was mówi: «Ja jestem Pawła, a ja Apollosa; ja jestem Kefasa, a ja Chrystusa». Czyż Chrystus jest podzielony? Czyż Paweł został za was ukrzyżowany? Czyż w imię Pawła zostaliście ochrzczeni?". Tak, jak nie ma w Polsce Kościoła toruńskiego i Kościoła łagiewnickiego, tak nie ma w Polsce Kościoła księdza z "Tygodnika" ani biskupa z Kujaw. Jesteśmy jednym Kościołem katolickim, Chrystusowym. I nie powinniśmy być oznaczani żadną inną pieczęcią oprócz tej, o której jest mowa w Apokalipsie.
Jak już wspomniałem na początku, sprawa błyskawicznie osiągnęła poziom paradoksu. Ponieważ paradoksalnie, w tej chwili rozładować nabrzmiałe emocje i jakoś zaradzić narastającym podziałom może tylko ten, którego rzecz cała dotyczy. To on trzyma klucz do wyjścia z fatalnej sytuacji, w jakiej się znaleźliśmy. Dlatego niesłychanie ważne jest co ksiądz Adam napisze w następnym wydaniu "Tygodnika". W tym, który aktualnie jest dostępny, napisał, że "Tak dalej być nie może". Niezwykle trafna diagnoza. Teraz pozostaje nam czekać, aż były generał marianów i redaktor naczelny "Tygodnika Powszechnego" wskaże nam, członkom Kościoła katolickiego w Polsce, jak według niego dalej być powinno. Pomódlmy się, aby sprostał temu zadaniu. Aby jego mowa była w tej ważnej chwili bardzo precyzyjna według zasady "Tak, tak, nie, nie". Tym razem bez tak chętnie przez niego stosowanego światło-cienia, który zwłaszcza ostatnio bardzo utrudniał zrozumienie jego przekazu.
Czyż to nie jest absolutny paradoks? I czy warto było do tak paradoksalnej sytuacji doprowadzać? :-|
piątek, 4 listopada 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz