piątek, 11 listopada 2011

Patriotyzm

W Święto Niepodległości 11 listopada 2011 r. pojechałem samochodem na Mszę św. w intencji Ojczyzny. Jadąc tam i z powrotem opustoszałymi ulicami, nie przekraczałem dozwolonej prędkości, zatrzymywałem się na czerwonym świetle, nie reagując na znamienne stukanie w czoło, jakim skomentowało moją postawę kilku kierowców, którzy nawet nie zwalniając przejechali przez skrzyżowanie.

W drodze powrotnej zatrzymałem się przed przejściem, którym, mimo czerwonego światła dla pieszych, szła grupa kilku młodych. Lekko zatrąbiłem, aby zwrócić im uwagę, że nie tylko łamią - wydawałoby się w drobnej kwestii - prawo, ale narażają siebie i innych na poważne niebezpieczeństwo. Nie odpowiedziałem nawet skrzywieniem ust na wulgarne gesty i bluzgi, którymi mnie poczęstowali, zatrzymując się ostentacyjnie na środku drogi. Spokojnie czekałem, aż zejdą ze skrzyżowania i będzie można przejechać, choć jeden z nich robił co mógł, aby mój samochód go potrącił. Dokładnie rzecz biorąc, gdy wołany przez pozostałych dotarł do chodnika, nagle zawrócił i znalazł się tuż przed maską mojego samochodu. Udało mi się go ominąć, unikając równocześnie zderzenia z samochodami na sąsiednich pasach.

Wszystko to działo się około południa.

Kilka godzin później na wszystkich kanałach informacyjnych telewizji obejrzałem bezpośrednie transmisje z walk między manifestantami a policją w Warszawie. Zrozumiałem, że to, co mnie spotkało i to, co widzę na ekranie, ściśle się ze sobą łączy.

Taki był mój patriotyczny czyn w Święto Niepodległości 2011.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz