środa, 2 listopada 2011

Myślenie o...

Podobno jeden z księży rozpoczął ostatnio kazanie od pytania sondażowego: "Kto z was wczoraj myślał o niebie?". Podniosło się w ławkach kilka rąk. Potem pytał w podobnym tonie o rzeczy bardziej przyziemne. Ale nie czekał, aż słuchacze szczerze się przyznają, czy myśleli poprzedniego dnia o jakichś najzwyklejszych sprawach...

A gdyby zapytał, czy myśleli o śmierci?

Chociaż w naszych czasach, gdy codziennie media dostarczają nam wiadomości o śmierci, pytanie "czy myślałeś?" nie jest najcelniejsze. Trzeba by je doprecyzować. Jak myślałeś o śmierci? Czy myślałeś o śmierci swojej albo śmierci najbliższych ci osób?

Przeczytałem gdzieś fragment czyjejś wypowiedzi, że halloween jest złe, bo drwi ze śmierci. Nie znam dobrze ideologii tego zwyczaju, ale wydaje mi się, że w tle jest w nim zakamuflowana próba lekceważenia, ignorowania śmierci. Czegoś, czego nie można nazwać "oswajaniem". Przy czym, jeśli mówić o oswajaniu, to nie tyle śmierć jesteśmy w stanie oswoić, ile siebie oswoić z myślą o niej.

Ludzie od dawna usiłują zapanować nad śmiercią. Zawłaszczyć sobie decyzję o jej nadejściu. W jedną albo w drugą stronę. Te działania oglądane z pewnej perspektywy rażą swoją niespójnością. Bo z jednej strony widać próby uniknięcia śmierci za wszelką cenę, z drugiej dążenie do jej przyspieszenia, gdy życie z jakiegoś powodu staje się nieznośne.

Ciekawe, jak liczni są dziś w Polsce katolicy, którzy rozumieją głębię słów "Memento mori"? A tym bardziej widzą sens w używaniu tych słów jako chrześcijańskiego pozdrowienia. Bo przecież tak naprawdę to pozdrowienie pełne nadziei i optymizmu...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz