Z cyklu: Trzy akapity
Miałem kiedyś znajomego,
którego wszyscy nazywali „wujkiem Sknerusem”. Nie wiem, co się z nim
teraz dzieje. Wtedy, gdy znajdował się w orbicie ludzi spotykanych
przeze mnie systematycznie, niczego mu nie brakowało. Różnie mówiło się,
jak doszedł do majątku, krążyły różne niesprawdzone opowieści, nikt
jednak nie wątpił, że pieniędzy mu nie brakuje. Lubił pokazywać, że ma
przy sobie dużo gotówki. I że zawsze dokładnie wie, ile ma.
Jak to
pogodzić z faktem, że był okropnym bałaganiarzem? Co chwilę coś gubił, a
właściwie nie tyle gubił, co gdzieś mu się „zawieruszało”, w związku z
czym rozpoczynał poszukiwania. Czasami na ogromną skalę. Do
środowiskowych legend przeszłą historia zaginionej dychy. Banknotu
dziesięciozłotowego. Zauważył jego brak płacąc za zamówioną pizzę.
Przewrócił chałupę do góry nogami, żeby znaleźć te dziesięć złotych. Do
szukania zapędził też swoich gości. „No odpuść, przecież to tylko dycha,
nie zubożejesz z powodu jej braku” – tłumaczyli mu zniesmaczeni. Kręcił
głową. „Nie mogę sobie pozwolić nawet na stratę dziesięciu złotych. Tak
się zaczynają wielkie upadki” – odpowiedział.
Przy okazji powrotu
w mediach sprawy Madeleine McCann aspirujący dopiero do pracy w mediach
chłopak powiedział mi, że nie rozumie, dlaczego rodziny zaginionych
potrafią ich całymi latami. „Życie toczy się dalej i trzeba się pogodzić
z faktami”. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, odezwała się siedząca obok
kobieta. „Kiedyś zrozumiesz, że gdy się kocha, nie sposób pogodzić się
ze stratą”.
wtorek, 9 grudnia 2014
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz