wtorek, 9 grudnia 2014

Brak zgody na stratę

Z cyklu: Trzy akapity
Miałem kiedyś znajomego, którego wszyscy nazywali „wujkiem Sknerusem”. Nie wiem, co się z nim teraz dzieje. Wtedy, gdy znajdował się w orbicie ludzi spotykanych przeze mnie systematycznie, niczego mu nie brakowało. Różnie mówiło się, jak doszedł do majątku, krążyły różne niesprawdzone opowieści, nikt jednak nie wątpił, że pieniędzy mu nie brakuje. Lubił pokazywać, że ma przy sobie dużo gotówki. I że zawsze dokładnie wie, ile ma.
Jak to pogodzić z faktem, że był okropnym bałaganiarzem? Co chwilę coś gubił, a właściwie nie tyle gubił, co gdzieś mu się „zawieruszało”, w związku z czym rozpoczynał poszukiwania. Czasami na ogromną skalę. Do środowiskowych legend przeszłą historia zaginionej dychy. Banknotu dziesięciozłotowego. Zauważył jego brak płacąc za zamówioną pizzę. Przewrócił chałupę do góry nogami, żeby znaleźć te dziesięć złotych. Do szukania zapędził też swoich gości. „No odpuść, przecież to tylko dycha, nie zubożejesz z powodu jej braku” – tłumaczyli mu zniesmaczeni. Kręcił głową. „Nie mogę sobie pozwolić nawet na stratę dziesięciu złotych. Tak się zaczynają wielkie upadki” – odpowiedział.
Przy okazji powrotu w mediach sprawy Madeleine McCann aspirujący dopiero do pracy w mediach chłopak powiedział mi, że nie rozumie, dlaczego rodziny zaginionych potrafią ich całymi latami. „Życie toczy się dalej i trzeba się pogodzić z faktami”. Zanim zdążyłem odpowiedzieć, odezwała się siedząca obok kobieta. „Kiedyś zrozumiesz, że gdy się kocha, nie sposób pogodzić się ze stratą”.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz