Z cyklu: Trzy akapity
Kto
przynajmniej raz w życiu nie dzielił się w innymi refleksjami na temat
swojego szefa? Chyba tylko ten, kto go nigdy nie miał. Szef (albo
szefowa) to naturalny temat rozmów. Zwłaszcza jeśli zejdzie się kilku
jego/jej podwładnych. niekoniecznie wszyscy muszą być nimi aktualnie.
Perspektywa czasowa pozwala spojrzeć szerzej, choć nie zawsze mniej
emocjonalnie.
Wydaje się oczywiste, że przełożeni wolą podwładnych
posłusznych, takich, którzy bez szemrania i sprzeciwu wykonują
polecenia. Znam szefa dużej państwowej instytucji, który za każdym
razem, gdy któremuś z jego podwładnych wymknie się słowo: „myślę”, ucina
krótko i stanowczo: „Ty tu nie jesteś od myślenia. Ty tu jesteś od
roboty”. Zauważyłem jednak, że nie cieszy się wielkim poważaniem.
Znam
też innego szefa, w dużej firmie. Uważany jest za ryzykanta, bo dość
chętnie (choć bez przesady), otacza się współpracownikami, którzy mają
swoje zdanie i potrafią mu się przeciwstawić. Zdarzało się nawet, że
niektórzy odmawiali wykonania poleceń, uważając je za błędne. Gdy
zapytałem, co najbardziej ceni w tych swoich krnąbrnych czasami
podwładnych, spodziewałem się, że wskaże na kreatywność. Ale nie.
Stwierdził, że najbardziej ceni „zdolność do opamiętania”. A po chwili
dodał ciszej, że ceni ją również u siebie.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz