czwartek, 8 marca 2012

Z kobietą o kolorach (i nie tylko)

Wielokrotnie w życiu stwierdziłem, że nie mogę się dogadać z kobietą. Na przykład w sprawie kolorów. Ja mówię, że coś jest czerwone, a ona wymienia jakieś przedziwne nazwy. Dlatego nie zdziwiłem się, że w Internecie dużą popularnością cieszy się rysunek, na którym rozłożoną na kilkadziesiąt kolorowych paseczków tęczę oglądają facet i kobieta. Facet widzi w sumie siedem kolorów. Kobieta trzydzieści. Na przykład lawendowy. Który mężczyzna wie, że istnieje kolor lawendowy?

To oczywiście przykład myślenia stereotypami. Podobnie jak przejawem męskiego szowinizmu jest na przykład twierdzenie, że monitory z milionami barw wymyślono specjalnie dla pań.

Zdarzyło mi się, że pewna kobieta nakrzyczała na mnie, gdy chciałem ją przepuścić jako pierwszą przez drzwi. Mówiła coś o równouprawnieniu, ale tak szybko, że niewiele z jej argumentacji zapamiętałem. Zakodowałem sobie, że nie mam w jej przypadku stosować wyuczonych w dzieciństwie zachowań. Kilka dni później mało sobie nie zrobiliśmy krzywdy, gdy przechodziliśmy przez jakieś drzwi. Popatrzyła na mnie szczerze zdumiona i oszronionym głosem zapytała: „Od kiedy to ksiądz pcha się przed kobietą do wyjścia?”. Ledwo zdołałem wydukać „Przepraszam”.

Długo po tym zdarzeniu znalazłem stwierdzenie ułożone przez jednego z pisarzy: „Tak to już jest, że kobiety złoszczą się, denerwują lub są rozczarowane mężczyznami z tego czy innego powodu. To nieuchronne. Im bardziej cię przedtem kochały, tym większy zawód sprawiasz im na końcu. Dajesz za mało albo za dużo. Zły kolor, zły czas, zły gest. Powiedz komplement, a zbędą cię wzruszeniem ramion lub zimną uwagą typu: „Spostrzegawczy jesteś”” (Jonathan Carroll).

W czasie pewnej poważnej sesji na temat sytuacji kobiet we współczesnym świecie zacytowałem następujące słowa: „Faktem jest, że w wielu społeczeństwach kobiety pracują niemal we wszystkich dziedzinach życia. Winny one jednak mieć możliwość wykonywania w pełni swoich zadań zgodnie z właściwą im naturą, bez dyskryminacji i bez pozbawienia możności podjęcia takiego zatrudnienia, do jakiego są zdolne; nie pomniejszając poszanowania dla ich aspiracji rodzinnych, jak też i dla ich szczególnego wkładu, jaki wraz z mężczyznami wnoszą w dobro społeczeństwa”. Podczas przerwy podeszła do mnie kobieta i nawiązując do tego cytatu rzuciła z wyrzutem: „Nie wiedziałam, że z księdza taki antyfeminista”. „Ależ to były słowa Jana Pawła II!” - zawołałem. „Jak księdzu nie wstyd sięgać po tak wielką postać dla uzasadniania swojego męskiego szowinizmu” – powiedziała i kierując się w stronę stolika z napojami zapytała: „Chce ksiądz kawy? Z mlekiem?”.

Z uporem, ale też pokorą powtarzam od dawna, że nie rozumiem kobiet. Są dla mnie tajemnicą i wciąż mnie zaskakują. I jeszcze jedno. Jestem przeciwnikiem świętowania Dnia Kobiet 8 marca. Moim zdaniem święto kobiet powinno trwać 365 dni w roku. A w tym roku 366 dni.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz