czwartek, 1 marca 2012

Donos na szefa

Przez przypadek wykryłem, że jeden z moich znajomych – łagodnie mówiąc – robi coś, czego nie powinien. Zadzwoniłem więc do niego, żeby mu zwrócić uwagę. Jeszcze nie skończyłem mówić, z czym dzwonię, gdy on warknął mi prosto w ucho: „Co ci do tego? To moje sprawy. Zajmij się lepiej sobą, zamiast mi na odległość robić rachunek sumienia”.

Niedługo potem przeczytałem tegoroczne orędzie Benedykta XVI na Wielki Post. To, którego motto brzmi: „Troszczmy się o siebie wzajemnie, by się zachęcać do miłości i do dobrych uczynków”. Natychmiast posłałem je mailem mojemu znajomemu, jako dalszy ciąg naszej telefonicznej rozmowy. Nie bez powodu. W orędziu Papież jako przejaw troski wzajemnej wymienił upominanie innych. „«Troszczenie się» o brata oznacza również, że dbamy o jego dobro duchowe. W tym miejscu pragnę zwrócić uwagę na pewien aspekt życia chrześcijańskiego, który jak mi się wydaje, popadł w zapomnienie – upomnienie braterskie z myślą o zbawieniu wiecznym” – napisał Benedykt XVI.

Już słyszę głosy poirytowanych, którzy zarzucą mi, że czego jak czego, ale wpychania nosa w cudze sprawy i wytykania innym ich prawdziwych lub wyimaginowanych przewinień dużej rzeszy katolików w naszym kraju uczyć nie trzeba. Można powiedzieć, że istnieją całkiem liczne oddziały niemal zawodowych krytykantów i potępiaczy. Wciąż mają wszystkim wszystko za złe.

Kiedy rzecz w tym, że chodzi o coś zupełnie innego. Nie chodzi o tropienie zła na każdym kroku i wysyłania jego sprawców do wszystkich diabłów. „Upomnienie chrześcijańskie nie jest nigdy formułowane w duchu potępienia czy oskarżenia; wypływa zawsze z miłości i miłosierdzia i rodzi się z prawdziwej troski o dobro brata” – napisał Papież.

A upominanie innych z miłością nie jest łatwe i wielu nie wie, jak się do niego zabrać. Nie pamiętają Jezusowych wskazań, aby najpierw zwrócić uwagę w cztery oczy, potem wobec kilku osób, a dopiero na końcu poinformować odpowiednie instancje.

W telewizji nadawana jest od pewnego czasu tak zwana reklama społeczna, zachęcająca do informowania stosownych organów o nielegalnym oprogramowaniu używanym w firmach. Problem w tym, że ta reklama jest głęboko demoralizująca i wypacza sens wezwań do tego, aby nie być obojętnym wobec zła. Według tej reklamy donos na szefa jest formą zemsty na nim za złe traktowanie. Kompletna bzdura i poplątanie pojęć.

Jak wynika z danych opublikowanych niedawno, Polacy bardzo chętnie donoszą na innych, na przykład do fiskusa. Najczęściej anonimowo. Trudno się w tego typu działalności dopatrzyć rzeczywistej troski o drugiego człowieka. Nie jest realną formą brania na siebie odpowiedzialności za innych. Nie jest też rzeczywistym przeciwstawianiem się złu.

Nie ma co udawać. Prawdziwe napominanie innych wymaga odwagi. Czasami bardzo dużej.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz