piątek, 29 kwietnia 2011

Ślub Williama i Kate: Efekt dodatkowy

Zdaje się, że tego wcześniej nie przewidywano. A to się chyba jednak stało. Wygląda na to, że ślub Williama i Kate swoim przebiegiem przypomniał, jak ważne jest małżeństwo w najbardziej podstawowej swej treści. Pojęcia nie mam, co w tym wszystkim było wyreżyserowane, a co naturalne, jednak w świat, w te miliardy ludzi na całym globie, poszedł pewien istotny przekaz. W dodatku podany został w sposób pozbawiony nachalności i taniej dydaktyki.

Mam wrażenie, że bracia anglikanie nie zmarnowali okazji, by posłać w świat całkiem dobrą katechezę na temat małżeństwa pojmowanego w kategoriach życia duchowego. Richard Chartres, anglikański „biskup Londynu”, (bo na moje oko to nie Rowan Douglas Williams, ale właśnie on, który w grudniu ubiegłego roku trafił do mediów, bo wyraził sprzeciw wobec możliwości korzystania przez wiernych wstępujących do katolickiego Ordynariatu Personalnego ze świątyń anglikańskich [do których dotychczas uczęszczali i które wspierali] z chwilą utworzenia tej struktury kościelnej) kazanie potraktował wyraźnie w kategoriach duszpasterskich, a jego uwaga, że w chwili zawierania małżeństwa każda para młoda jest parą królewską z pewnością utkwiła w niejednej głowie.

Także para młoda - przynajmniej w telewizyjnym odbiorze - była skupiona w opactwie właśnie na zawieraniu sakramentalnego związku małżeńskiego, a nie na zewnętrznym blichtrze i celebrytowaniu.

To się może komuś wydać dziwne, ale myślę, że z takich uroczystości mogą wyniknąć wielkie korzyści nie tylko dla bulwarówek, ale także dla chrześcijaństwa.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz