Lubię czasem poczytać różne poradniki. Można się z nich dowiedzieć mnóstwa ciekawych rzeczy. O życiu i o ludziach.
Natknąłem
się niedawno na wydany kilkanaście lat temu poradnik pod tytułem „Jak
tworzyć własny wizerunek” (autor Eleri Sampson). A w nim, na stronie
czterdziestej, można przeczytać: „Takie gesty, jak wyciągnięcie ręki,
przytulenie, pocałunek czy pomachanie ręką, są działaniami świadomymi.
Inne, jak choćby pociąganie się za ucho, drapanie się po szyi czy
wyginanie spinaczy do papieru, są czynione nieświadomie. Używamy gestów
po to, by podkreślić to, co mówimy. Gesty winny przyciągnąć uwagę nie do
samych siebie, ale do omawianej sprawy czy znaczenia jakiegoś pojęcia.
Są wykonywane podczas słuchania czegoś, a także gdy nic nie robimy, mogą
być ciepłe lub zimne, agresywne, pojednawcze lub zupełnie niepotrzebne.
Mogą być też ozdobnikami”.
Wydawałoby się, że w czasach
powszechnej nieufności, w których przyszło nam przebywać na ziemskim
globie, gesty nie mają już wielkiego znaczenia. Że traktujemy je z
podejrzliwością, zawsze mając na podorędziu poważne oskarżenie, a może
nawet ostateczny wyrok je dyskwalifikujący w rodzaju: „To pusty gest!”.
A
jednak znaczenie gestów wciąż jest ogromne. „Jeśli będziemy wykonywać
te same gesty, co rozmówca, będzie on miał wrażenie, że panuje między
nami atmosfery wzajemnego zrozumienia” – przeczytałem w znacznie nowszym
poradniku, dotyczącym negocjacji i mediacji (Kamilla
Bargiel-Matusiewicz, Negocjacje i mediacje).
Wojciech Młynarski stwierdził:
„Pewnie czyjś ciepły gest
Znaczy i wart więcej jest
Niźli aplauz olbrzymich sal”.
Ja się z tym zgadzam. Powiem więcej. Uważam, że to prawda.
Jean
Baptiste Racine przestrzegał: „Niepodobna skryć miłość i serca
przymusić; wszystko nas zdradza, gesty, twarz, język i oczy; gdzie ogień
gore, nie dziw, że iskra wyskoczy”.
To, co się dzieje po
wyborze papieża Franciszka pokazuje, jak wiele można powiedzieć za
pośrednictwem gestów. Naturalnych, nie wystudiowanych z poradnikiem w
ręku. Nasze reakcje na jego zachowanie dowodzą, jak bardzo jesteśmy na
gesty wyczuleni i jak ich potrzebujemy.
Bo w nas tak
naprawdę nic się nie zmieniło od czasów, gdy Alber Camus mówił: „Dawniej
żądałem od ludzi więcej niż mogą dać: ciągłej przyjaźni, nieustannego
wzruszenia. Dziś umiem od nich żądać mniej, niż mogą dać: towarzystwa
bez frazesów. I ich wzruszenie, ich przyjaźń, ich szlachetne gesty
zachowują w moich oczach całą wartość cudu: są łaską”. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 28 marca 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz