Pewien autor, któremu bardzo zależało na sławie (posiadał ją zresztą w
dużej dawce), opowiadał w wywiadach prasowych i telewizyjnych, że
natchnienie przychodzi do niego codziennie o tej samej porze.
Dziennikarze
cmokali z zachwytu, a inni autorzy z zazdrości robili się kolorowi na
twarzy. Niektórzy nawet usiłowali się dowiedzieć podstępem, jakich
sławny autor używa metod, aby nauczyć natchnienie takiej dyscypliny.
Dopiero
po wielu latach wyszło na jaw, że to nie natchnienie odwiedzało
systematycznie i punktualnie sławnego autora. To był prawdziwy autor
jego dzieł. Mieszkał w domu obok, a ponieważ nigdy nie nauczył się
pisać, dyktował sąsiadowi swoje opowieści. Pozwalał mu też publikować je
pod jego nazwiskiem.
Gdy prawda wyszła na jaw, okazało
się, że mnóstwo ludzi nie rozumie postawy prawdziwego autora z
sąsiedztwa. "Zależało mu na przekazie, nie na sławie" - tłumaczył jeden z
jego potomków. Niewielu jednak takim wyjaśnieniem zadowolił. stukam.pl
piątek, 1 marca 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz