Powiadomił mnie ktoś, że wprowadził radykalnie zmiany w życiu swoim i
rodziny. „Wyrzuciłem z domu telewizor, Internetu używamy w bardzo
ograniczonym zakresie, a w radiu słuchamy niemal wyłącznie muzyki” –
oznajmił. „Oczywiście gazet nie kupujemy żadnych” – doprecyzował.
Domyślałem się, dlaczego wybrał takie obostrzenia, ale pozwoliłem mu
snuć wyjaśnienia, bo zauważyłem, że ma potrzebę wywnętrzenia się.
„Jestem
po prostu zmęczony. Ja i cała moja rodzina, jesteśmy zmęczeni tym
nieustannym jazgotem, jaki w nasze życie wnosiły media” – relacjonował.
„Mieliśmy wrażenie, jakbyśmy wpuścili do domu uciążliwego gościa, który
bez przerwy usiłuje zająć naszą uwagę czymś, co nas zupełnie nie
obchodzi, jakimiś swoimi wydumanymi problemami, jakimiś sprawami, które w
ogóle nas nie dotyczą, nie mają bezpośredniego związku z tym, co dla
nas jest naprawdę ważne. Zauważyliśmy, że to wszystko niesłychanie
absorbuje nasze myśli, angażuje emocje, powoduje stratę czasu i
przeszkadza w rozmowie o tym, co się rzeczywiście w życiu liczy. To
takie chwytliwe tematy zastępcze”.
Doskonale zrozumiałem, o
czym mówił. A i hasło „tematy zastępcze” mnie samemu nieraz przychodzi
do głowy, gdy obserwuję świat mediów.
Zdziwiłem się
jednak, gdy odkryłem, że hasło „temat zastępczy” doczekało się nawet
opracowania w Wikipedii. Według niej jest to „termin potoczny używany w
polskim dyskursie politycznym”. „Tylko politycznym?” – od razu zacząłem
mieć wątpliwości.
Ale brnąłem dalej. Dowiedziałem się, że
zwrot „temat zastępczy” używany jest w dwojakim znaczeniu. W jednym
chodzi bardziej o politykę, w drugim bardziej o media. W obydwu jednak
celem jest przysłonięcie „prawdziwych” problemów”, którymi powinna się
zająć władza, na których powinna się skupić uwaga państwa.
Trochę
mnie ta internetowa definicja rozczarowała, natomiast wiele do myślenia
dały mi zawarte w niej przykłady tematów zastępczych: „prawo kobiet do
przerwania ciąży, prawo osób nieheteroseksualnych do zawierania
rejestrowanych związków partnerskich, obecność symboli religijnych w
przestrzeni publicznej, rozdział Kościoła katolickiego od państwa”, a
także „tzw. dopalacze i kibice piłkarscy”.
Już miałem
zamknąć kwestię „tematów zastępczych”, gdy niespodziewanie zdałem sobie
sprawę, że to w dziedzinie namiastek nie wszystko, co nas spotyka na co
dzień. Uzmysłowiłem sobie, że coraz częściej, a zwłaszcza wtedy, gdy z
jakiegoś powodu nie otrzymujemy tego, co powinniśmy, proponuje nam się
„dobro zastępcze”. Ale to już temat na zupełnie inny felieton. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 7 marca 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz