sobota, 27 kwietnia 2013

A co z homo perfectusem?

Artykuł w "Dzienniku Gazecie Prawnej" zatytułowany "Homo perfectus" (bez tego tytułu dostany tutaj), o dalekosiężnych skutkach zadaniowości, która zaczyna dominować w życiu wielu. Kilka diagnoz, które wydają się dość trafne. Na przykład taka:

"Dziś jesteś tak dobry jak ostatnie zadanie, które wykonałeś. – Młodsze pokolenia już nie mają takiego komfortu jak ich dziadkowie. Nowy kapitalizm zmusza do stosowania strategii krótkoterminowych. Do życia od projektu do projektu, epizodycznego, fragmentarycznego. Życia, które stało się mozaiką zadań".

I zaraz następna:

"Neokapitalizm stworzył nową kategorię społeczną – prekariat. Ludzi, którzy niezależnie od wykształcenia, umiejętności czy doświadczenia żyją w ciągłej niepewności o przyszłość, bez gwarancji ciągłości zatrudnienia, w nieustannym poczuciu braku bezpieczeństwa. – Jak ci prekariusze mogą budować zaufanie, solidarność, długoterminowe więzi, filary życia społecznego? – pyta socjolog z UW. Jak mają odpowiedzialnie decydować się na założenie rodziny?"

A potem:

" Zmiana cywilizacyjnych priorytetów polega na generalnej optymalizacji, a właściwie ekonomizacji całego życia społecznego. To ten sławetny wyścig szczurów, w którym uczestniczą jednostki, społeczności, państwa, cywilizacje...".

Albo:

"...wszyscy stajemy się coraz bardziej wyrachowani. A kto odmawia udziału w tej grze, przegrywa, czyli ponosi karę degradacji społecznej, cywilizacyjnej. – A właśnie degradacji, utraty statusu, rozumne małpy boją się bardziej niż śmierci. To priorytet gatunkowy wbudowany przez ewolucję. Nieustanne prowadzenie rachunku zysków i strat na każdym polu nie zostawia zbyt wiele miejsca na rzeczy nieopłacalne...".

Odnotujmy jeszcze to (choć jest jeszcze wiele innych stwierdzeń wartych zatrzymania się nad nimi):

"...coraz więcej ludzi, zwłaszcza młodych, w ogóle przestaje samodzielnie myśleć. Poddaje się stylowi życia narzuconemu przez współczesną kulturę. – Media kreują wizerunek pięknych, szczupłych kobiet, więc zadaniem staje się skopiowanie takiego wyglądu. Tu nie ma miejsca ani czasu na głębsze wartości. Liczy się szybki efekt, powierzchowność, niezależnie od tego, czy chodzi o kolację, czy operację plastyczną...".

Niemal od początku lektury tekstu świdrujące w głowie pytania:

"Jak tym, jak takim ludziom głosić Jezusa Chrystusa? Jak dotrzeć do nich z Ewangelią, z Dobrą Nowiną o zbawieniu? Gdzie w ich życiu jest na te sprawy miejsce? Jak je znaleźć? Jak sprawić, aby w ogóle chcieli się zając także tą sfera życia, która może się im jawić jako mało opłacalna?".

Ilu mądrzejszych ode mnie ludzi w Kościele katolickim w Polsce w ogóle zadaje sobie tego typu pytania? Czy hasło "nowej ewangelizacji", z którym zdecydowana większość znanych mi "decyzyjnych" ludzi w Kościele ma wyłącznie problemy percepcyjne i recepcyjne, nie odnosi się między innymi do postawionych wyżej pytań?

Czy głoszenie tym "ludziom zadaniowym" Chrystusa nie jest działalnością równie misyjną, jak zanoszenie Ewangelii rdzennym mieszkańcom Afryki, Ameryki Południowej czy Australii? Moim zdaniem jest. Nie wątpię, iż Bóg chce, aby oni również dostąpili życia wiecznego. Zbawienie jest także dla nich. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz