sobota, 20 kwietnia 2013

Dziennikarze odchodzą...

Zjawisko trwa w kraju od pewnego w czasu. Dziennikarze nawet o bardzo znanych nazwiskach i niezłym dorobku odchodzą z zawodu.

Nie byłoby w tym może niczego bardzo niepokojącego, gdyby nie zwłaszcza dwie sprawy.

Po pierwsze, w motywacjach, jakie przedstawiają, bardzo często pojawia się rozczarowanie, rozgoryczenie, żal, pretensja, że dziennikarstwo dziś nie jest tym, czym było dawniej. By zacytować tylko Igora Janke, w który w minionym tygodniu rzucił ręcznik na ring:

"Dziennikarstwo przestaje pełnić rolę, do której zostało powołane. Misja, która w mojej pracy była zawsze ważna, jest na coraz dalszym miejscu w niemal wszystkich redakcjach. Coraz dalej dziennikarstwu do mojego ideału – anglosaskiego modelu zdystansowanego, rzetelnego, bezstronnego przyglądania się działaniom władzy i tłumaczeniu tego, co dzieje się na świecie.
Na polskim, choć nie tylko polskim rynku mediów, dzieje się dużo złego. Model biznesowy, który sprawiał, że mediom opłacało się być uczciwym, rzetelnym i bezstronnym, kończy się. Następuje cywilizacyjna zmiana. Wyciągam z tego wnioski. Zamierzam zająć się realizacją tego, co rozumiem przez misję, trochę inny sposób. Mam nadzieję – bardziej efektywnie".

Spotykając się z taką motywacją mam - jako odbiorca - poczucie porzucenia. Pachnie mi to trochę rejteradą, bo zrobiło się trudniej, bo trzeba o wolność słowa walczyć może nawet bardziej, niż w czasach innego ustroju, bo mniej splendorów i zapatrzenia ze strony adresatów dziennikarskich dzieł. Mam obawę, że jeszcze trochę, a wszyscy zostaniemy skazani jedynie na medialno-rozrywkową sieczkę, ogłupiającą i odmóżdżającą produkcję media workerów. I dlaczego? Bo okazało się, że podejście do dziennikarstwa, jako misji, wymaga nie tylko wysiłku, ale także poświęcenia? I trwania przy swoim, wbrew naciskom? Przykre. Smutne.

Po drugie, niepokoi mnie łatwość, z jaką część dziennikarzy przechodzi na drugą stronę barykady, w szeroko pojętą działalność PR-ową, reklamową. Rezygnują ze służby prawdzie na rzecz wmawiania ludziom tej czy owej "prawdy", niezależnie od tego, czy dotyczy ona polityki czy jakiegoś produktu, leżącego na półkach w hipermarkecie. Dziwi mnie to i niepokoi tym, bardziej, że mam wrażenie, iż wpadają z deszczu pod rynnę.

Bycie dziennikarzem "misyjnym" dzisiaj to rzeczywiście ciężki kawałek chleba. Moim zdaniem pod wieloma względami jest o wiele trudniej niż nie tylko dziesięć, piętnaście lat temu, ale także niż np. czterdzieści lat temu. Ale przychodzi mi do głowy najprostsza analogia. Bycie chrześcijaninem, katolikiem w Polsce i nie tylko w roku 2013 jest o wiele trudniejsze niż bycie nim pół wieku temu, nie mówiąc już o czasach bardziej historycznych. Czy to jednak wystarczający powód, aby porzucać Boga, wiarę, Kościół?

Coś widzę, że duch misyjny w ludziach mediów osłabł... Czym by go tu wzmocnić?... ;-) stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz