Siedzi mi wciąż w głowie sposób, w jaki redakcja tygodnika "Wprost"
potraktowała swojego stałego współpracownika, czyli Szymona Hołownię.
Człowiek z gazety, dla której pracował, dowiedział się, że jego tekst
nie zostanie opublikowany, bo nie pasuje do linii redakcyjnej. Wiedzę tę
przekazano mu w sposób poniżający, uderzający w jego godność. W formie
połajanki, faktycznie dostał "burę, jak w zerówce". Potraktowano go nie
jak współpracownika, który coś tam już w życiu osiągnął (zdaje się, że
napisał więcej książek niż autorka owej połajanki), ale jak sprzęt,
który się wyrzuca, gdy przestał spełniać oczekiwania użytkownika.
Niestety,
to tylko jaskrawy przykład tego, w jaki sposób dzisiaj traktowani są
przez właścicieli i dysponentów mediów, ludzi, którzy chcą coś innym
przekazać, powiedzieć. Są jedynie dostarczycielami kontentu. Nawet nie
treści, ale właśnie kontentu, zawartości, wypełniacza.
Przypominam
sobie początki mojego pisania. Choć byłem żółtodziobem z prowincji, w
większości redakcji traktowano mnie naprawdę z szacunkiem. Być może
miałem wyjątkowe szczęście, ale większość redakcji, z którymi próbowałem
współpracować, jeśli nie wykorzystywała moich tekstów, przysyłała mi
pocztą informację o tym fakcie. Dziś rzecz niespotykana. Mimo, że wtedy
wymagało to większego wysiłku, niż posłanie jednozdaniowego maila.
Dzisiaj dziennikarz, autor tekstu czy materiału medialnego, sam traktowany jest jak towar. Bez szacunku. Z pogardą.
To się nie zrobiło samo. To zrobili ludzie. Innym ludziom.
Biskup Jan Chrapek się pewnie w grobie przewraca... stukam.pl
środa, 3 kwietnia 2013
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz