środa, 8 czerwca 2011

Co ma kotlet do Komisji Majątkowej?

W związku z wyrokiem Trybunału Konstytucyjnego na temat Komisji Majątkowej od razu przyszedł mi na myśl cytat z Ewangelii według świętego Mateusza: „Każde dobre drzewo wydaje dobre owoce, a złe drzewo wydaje złe owoce. Nie może dobre drzewo wydać złych owoców ani złe drzewo wydać dobrych owoców. Każde drzewo, które nie wydaje dobrego owocu, będzie wycięte i w ogień wrzucone. A więc: poznacie ich po ich owocach” (Mt 7, 17-20). Jakim drzewem okazała się uchwalona przed czerwcowymi wyborami z 1989 roku ustawa, na podstawie której z różnym nasileniem toczy się od ponad dwudziestu lat spektakl wokół zwracania Kościołowi katolickiemu ukradzionego mu doczesnego majątku?

To niezbyt chrześcijańskie, ale mam ogromne kłopoty z wmówieniem sobie samemu, że za tą inicjatywą zagrożonych utratą władzy rządców PRL-u stały dobre intencje. Że nagle ruszyło ich sumienie i postanowili choć troszkę naprawić szkody, wyrządzone wspólnocie Kościoła w Polsce w ciągu półwiecza. Wciąż mi coś w tyle głowy piszczy, że raczej chodziło o wyrachowanie i spryt. To piszczenie nasila się zwłaszcza wtedy, gdy uświadamiam sobie czyimi dziedzicami i w takiej czy innej mierze kontynuatorami są w dużej mierze politycy, którzy tej feralnej PRL-owskiej ustawy dziś, ponad dwie dekady później, przeciwko Kościołowi używają.

Niestety, należę do tych, którzy mają zapędy kasandryczne i ulgę z powodu zakończenia sprawy Komisji Majątkowej uważają za przedwczesną. Obawiam się, że sprawa ta będzie jeszcze przez długie lata w Polsce odgrzewanym kotletem. A im dalej będzie od chwili, gdy ustawę przez PRL-owski Sejm przeprowadzono, tym łatwiej będzie ludziom wodę z mózgu robić. Już dziś przecież weszło w dorosłe życie pokolenie, które wybałusza oczy dowiadując się o jakichś prześladowaniach Kościoła katolickiego w Polsce. Dla niego opowieści na ten temat mają tę samą wagę, co relacje z bitwy pod Grunwaldem. Było, minęło. Po co do tego wracać?

Moje niezbyt jasne przewidywania mocno podbudowuje buńczuczna wypowiedź jednego z posłów, który pewny swej bezkarności nie zawahał się mówić przed kamerami o „zmowie rządu, episkopatu i Trybunału”. Nie chcę tu używać takich słów pod adresem owego parlamentarzysty, jak to uczynił Tomasz Skory z RMF-u na swoim blogu. Ale myśl o odpowiedzialności politycznej (nie tylko tego jednego posła za tę jedną wypowiedź lecz również tych wszystkich, którzy całymi latami nie robią nic, aby naprawić budzące wątpliwości prawo) jest mi bardzo bliska. Podobnie jak myśl o tym, że odnoszenie korzyści z budzącego wątpliwości prawa też może budzić poważne wątpliwości. Jeśli ktoś nie bierze tego pod uwagę, sam sobie winien. I też ponosi odpowiedzialność.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz