poniedziałek, 27 czerwca 2011

Projekt po omacku

Wydaje się, że wiesz, o co w tym wszystkim chodzi. Przynajmniej w ogólnym zarysie. Że jakoś to obejmujesz, jeśli nie umysłem, to przynajmniej intuicją albo jakimś przeczuciem. Masz to na wyciągnięcie ręki. Wyciągasz i... okazuje się, że ręka jest za krótka. Niewiele, ale jednak. I nie ma sposobu, aby pomóc sobie jakimś narzędziem. Jesteś ty, twoja tak czy inaczej uzyskana wiedza, niemal znany cel i brak czegoś drobnego, ale niezbędnego.

Myślisz, że wiesz, jakie jest w tym wszystkim twoje miejsce. Że rozpoznajesz zadanie, które należy tylko do ciebie. Że znasz założenia projektu i jego najważniejsze punkty. Pozostaje tylko zacząć. I tu właśnie napotykasz ciemność. Nie wiesz, gdzie jest początek. Jak się tam wchodzi. Może nawet już jesteś w środku, ale sobie z tego nie zdajesz sprawy. Poruszasz się po omacku. Czyli w zagubieniu. Chociaż plan nie jest ci obcy. Ale brak w nim jakiegoś istotnego szczegółu. Przeoczenie?

Jeżeli przeoczenie, to czyje? Twoje? Albo kogoś innego? Kogoś, kto umieścił cię w projekcie, zaplanował w nim twoją obecność, ustalił przydział obowiązków, ale z jakiegoś powodu nie przekazał ci wszystkich danych. A jeżeli to nie przeoczenie? Jeżeli częścią misji jest również zdobycie tych brakujących parametrów? Bo w ten sposób zaczynasz uczestniczyć także w odpowiedzialności za dzieło, a nie jesteś tylko wynajętym wykonawcą?

Dlaczego na wszystkie te pytania trzeba odpowiadać w ciemności? Przecież nie można w niej stać nieruchomo w nieskończoność. Chociaż nie ma sensu od razu chaotycznie miotać się po omacku. Nie. Trzeba spokojnie, metodycznie. Przyzwyczajając wzrok do mroku. Ale też wypatrując choćby odrobiny światła. Z przekonaniem, że to wszystko ma sens. Bo bez tego przekonania...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz