czwartek, 16 czerwca 2011

Zapaść na rynku prawdy

„Szału można dostać” – zgrzytałem w myślach zębami. Siedzieliśmy w niewielkim gronie. Telewizor jako dodatkowy uczestnik spotkania. Tyle, że jeden znajomy ekspert dopadł pilota i zaczął, niczym komputerowy zapętlony pokaz slajdów, przerzucać w kółko kilka kanałów informacyjnych. Mimo woli osiągnął taki efekt, jak Rafał Kmita ze swoją grupą w znanym skeczu „Radio”. Strzępki wypowiedzi telewizyjnych gadających głów układały się w chaotyczną plątaninę słów, która chwilami nabierała przerażających sensów.

Pod pozorem poczęstowania ciastem dokonałem wrogiego przejęcia pilota i wepchnąłem go głęboko między poduszki kanapy. Wtedy znajomy między jednym a drugim kęsem ciasta z truskawkami stwierdził z powagą: „No to mamy zapaść na rynku prawdy”.

„Mówisz to jako ekspert czy jako człowiek?” – złośliwie wyładowałem na nim swoje rozdrażnienie. Zrobił minę, którą niektórzy politycy robią z taką wprawą, jakby ćwiczyli ją na specjalnych kursach. „W jednym i w drugim charakterze” – odparł głosem męczennika za szczęśliwość świata i zaczął się nerwowo rozglądać za pilotem.

„Jak to zapaść?” - zainteresował się trzeci z uczestników naszego spotkania. A właściwie pierwsza z uczestniczek.

„Jak to na rynku?” – zapytałem udając, że losy pilota są mi absolutnie nieznane. „Od kiedy to prawda jest towarem rynkowym?”.

Znajomy ekspert obrzucił nas pełnym rozległej i częściowo tajemnej wiedzy spojrzeniem i rzekł: „Nawet małe dzieci wiedzą, że wszelka informacja jest nie od dzisiaj towarem. A przecież prawda to właśnie informacja. Tyle, że dzisiaj ten rynek przeżywa poważny kryzys”.

„Czym spowodowany? – dociekała jedyna w naszym gronie kobieta.

„Dewaluacją” – stwierdził stanowczo ekspert i zamilkł, wyraźnie nie wiedząc, co zrobić z rękami. Niespokojnie przebierał palcami, wystukując na poręczy fotela jakiś dziwaczny rytm.

„Dewaluacją w sensie?...” – pytająco zawiesiłem głos. Ekspert utkwił we mnie swe oczy i wycedził: „W sensie, że teraz każdy ma swoją prawdę i nie jest zainteresowany prawdą, jaką mają do zaoferowania inni”.

„Chodzi o to, że nie ma już jednej, obiektywnej, prawdy, tylko jest wiele tak zwanych prawd i człowiek może sobie dowolnie wybrać, jak w tanim dyskoncie?” – upewniałem się, ale znajomy ekspert machnął dłonią, jakby odganiał komara: „Dyskonty wcale nie są takie tanie. Oddasz mi tego pilota czy nie?” – powiedział jednym cięgiem, ujawniając, czym naprawdę zaprzątnięty jest jego umysł.

Najpierw chciałem się wyprzeć, ale wyrzut, z jakim patrzyła na mnie moja znajoma, odebrał mi szansę na łgarstwo. Ona widziała, jak ukrywałem pilota między poduszkami kanapy. I była żoną siedzącego naprzeciw mnie eksperta.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz