wtorek, 13 grudnia 2011

Rocznica po latach

Spotkali się przypadkiem. Dawno się nie widzieli, bo każdy przez te lata podążał inną, choć trochę podobną, drogą.

- Jak ten czas leci. Ile to już lat minęło?

- Sporo, sporo...

- Gorąco było wtedy, pamiętasz?

- Jasne, że pamiętam. Takich rzeczy się nie zapomina.

Zamilkli na chwilę. Nagle obaj podnieśli głowy, bo dostrzegli, że w ich kierunku zmierza ktoś jeszcze.

- Ty też tutaj?! Co za zbieg okoliczności! - zakrzyknęli chórem

- A gdzie miałbym być? Przecież to rocznica. Dla mnie bardzo ważna rocznica - powiedział trzeci.

- Nie tylko dla ciebie. Każdy chyba ma ten dzień mocno zakodowany. Ja przynajmniej mogę szczerze powiedzieć, że uważam go za jeden z ważniejszych w moim życiu. To było traumatyczne przeżycie, a z drugiej strony coś, o czym nie waham się mówić z dumą swoim dzieciom i wnukom. Bo nie każdy tutaj wtedy był, a ja byłem - rzekł z naciskiem pierwszy.

- Fakt, wielu tu nie było, a my byliśmy. Chociaż o ile pamiętam, to ty dość szybko gdzieś znikłeś - drugi spojrzał na trzeciego uważnie.

- Ja? Byłem do końca samego! Za to ciebie nagle straciłem z oczu. Myślałem, że uciekłeś - szczerze oburzył się trzeci.

- No wiesz! Jak możesz po tylu latach zarzucać mi tchórzostwo!

Pierwszy spoglądał na nich wolno popijając wino.

- O ile pamiętam, to obu was gdzieś nagle wyniosło. Gdy się zaczęło naprawdę groźnie, sam musiałem szukać jakiegoś schronienia - powiedział powoli.

Dwaj pozostali naskoczyli na niego:

- Znalazł się bohater! A kto pierwszy wołał, żeby uciekać? To akurat wszyscy dobrze pamiętają...

- Nie uciekać, tylko znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. To był głos rozsądku - odrzekł pierwszy bez drgnienia powiek. - Każdy pamięta, jak to wtedy wyglądało. Naprawdę było groźnie. Nie sposób było przewidzieć, czym się to wszystko skończy.

- Nie kłóćmy się. Jakie to ma znaczenie po latach, kto, kiedy i gdzie się schował? Żadne. Ważne, że tam wtedy byliśmy i dziś możemy z dumą o tym innym opowiadać. Ludzie potrzebują uczestników ważnych wydarzeń, których mogą podziwiać...

- To fakt - drugi aż pokraśniał, przypominając sobie kilka ostatnich spotkań, podczas których wszyscy z zapartym tchem i niemal z uwielbieniem w oczach słuchali jego relacji z tamtych wydarzeń.

- Swoją drogą - zamyślił się nagle trzeci. - Gdybym wtedy mógł przypuszczać, że On trzeciego dnia zmartwychwstanie, to bym chyba w ogóle się z tego wzgórza nie ruszał, choćby się niebo waliło...

- Dziwnie się to wszystko plecie... - zawtórował mu pierwszy. - Mnie właściwie żona z domu wygoniła, żebym poszedł zobaczyć, co to się dzieje, że taki zgiełk na drodze... Wcale mi się nie chciało iść aż pod same krzyże...

- I też, jeśli dobrze pamiętam, stałeś od nich raczej daleko. Starannie ukryty w tłumie - z lekką drwiną przypomniał drugi.

- Ale i tak o dwa kroki bliżej niż ty, prawda?

- Dajcie spokój - uciszył ich trzeci. - Ja już w ogóle muszę iść. Obiecałem wieczorem opowiedzieć grupie młodych, jak to wtedy się działo. A przy okazji może coś się uda podjeść i gardło zwilżyć...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz