Spotkali się przypadkiem. Dawno się nie widzieli, bo każdy przez te lata podążał inną, choć trochę podobną, drogą.
- Jak ten czas leci. Ile to już lat minęło?
- Sporo, sporo...
- Gorąco było wtedy, pamiętasz?
- Jasne, że pamiętam. Takich rzeczy się nie zapomina.
Zamilkli na chwilę. Nagle obaj podnieśli głowy, bo dostrzegli, że w ich kierunku zmierza ktoś jeszcze.
- Ty też tutaj?! Co za zbieg okoliczności! - zakrzyknęli chórem
- A gdzie miałbym być? Przecież to rocznica. Dla mnie bardzo ważna rocznica - powiedział trzeci.
- Nie tylko dla ciebie. Każdy chyba ma ten dzień mocno zakodowany. Ja przynajmniej mogę szczerze powiedzieć, że uważam go za jeden z ważniejszych w moim życiu. To było traumatyczne przeżycie, a z drugiej strony coś, o czym nie waham się mówić z dumą swoim dzieciom i wnukom. Bo nie każdy tutaj wtedy był, a ja byłem - rzekł z naciskiem pierwszy.
- Fakt, wielu tu nie było, a my byliśmy. Chociaż o ile pamiętam, to ty dość szybko gdzieś znikłeś - drugi spojrzał na trzeciego uważnie.
- Ja? Byłem do końca samego! Za to ciebie nagle straciłem z oczu. Myślałem, że uciekłeś - szczerze oburzył się trzeci.
- No wiesz! Jak możesz po tylu latach zarzucać mi tchórzostwo!
Pierwszy spoglądał na nich wolno popijając wino.
- O ile pamiętam, to obu was gdzieś nagle wyniosło. Gdy się zaczęło naprawdę groźnie, sam musiałem szukać jakiegoś schronienia - powiedział powoli.
Dwaj pozostali naskoczyli na niego:
- Znalazł się bohater! A kto pierwszy wołał, żeby uciekać? To akurat wszyscy dobrze pamiętają...
- Nie uciekać, tylko znaleźć jakieś bezpieczne miejsce. To był głos rozsądku - odrzekł pierwszy bez drgnienia powiek. - Każdy pamięta, jak to wtedy wyglądało. Naprawdę było groźnie. Nie sposób było przewidzieć, czym się to wszystko skończy.
- Nie kłóćmy się. Jakie to ma znaczenie po latach, kto, kiedy i gdzie się schował? Żadne. Ważne, że tam wtedy byliśmy i dziś możemy z dumą o tym innym opowiadać. Ludzie potrzebują uczestników ważnych wydarzeń, których mogą podziwiać...
- To fakt - drugi aż pokraśniał, przypominając sobie kilka ostatnich spotkań, podczas których wszyscy z zapartym tchem i niemal z uwielbieniem w oczach słuchali jego relacji z tamtych wydarzeń.
- Swoją drogą - zamyślił się nagle trzeci. - Gdybym wtedy mógł przypuszczać, że On trzeciego dnia zmartwychwstanie, to bym chyba w ogóle się z tego wzgórza nie ruszał, choćby się niebo waliło...
- Dziwnie się to wszystko plecie... - zawtórował mu pierwszy. - Mnie właściwie żona z domu wygoniła, żebym poszedł zobaczyć, co to się dzieje, że taki zgiełk na drodze... Wcale mi się nie chciało iść aż pod same krzyże...
- I też, jeśli dobrze pamiętam, stałeś od nich raczej daleko. Starannie ukryty w tłumie - z lekką drwiną przypomniał drugi.
- Ale i tak o dwa kroki bliżej niż ty, prawda?
- Dajcie spokój - uciszył ich trzeci. - Ja już w ogóle muszę iść. Obiecałem wieczorem opowiedzieć grupie młodych, jak to wtedy się działo. A przy okazji może coś się uda podjeść i gardło zwilżyć...
wtorek, 13 grudnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz