środa, 7 grudnia 2011

Wołanie z zakrystii

"W dawnych czasach biskupi przetapiali złote kielichy mszalne, by wspierać obronę zaatakowanego królestwa. Teraz, kiedy wróg finansowy jest znacznie bardziej podstępny i bezlitosny, nie dzieje się nic. Ze strony hierarchii nie napłynął najmniejszy sygnał o rezygnacji z czegokolwiek".

Nie, to nie jest jeszcze oficjalna wypowiedź któregoś z polskich prominentnych polityków, ani nagłośniony na całą Polskę komentarz któregoś ze znanych publicystów. Cytat pochodzi z włoskiej gazety, a jego autorem jest watykanista Marco Politi.

Ale moment, w którym podobne sformułowania zaczną królować w mediach w Polsce, może być bliższy, niż nam się wydaje.

Dwa miesiące temu, komentując fakt, że zwierzchnik duchowy prawosławnych na świecie Bartłomiej I wezwał Kościół w Grecji do współdziałania z greckim rządem w przezwyciężaniu kryzysu finansowego, postawiłem pytanie: "Czy i na ile w sytuacjach kryzysowych, Kościół jako instytucja, ma obowiązek uczestniczyć w ratowaniu państwa?". Dosłownie kilka dni później medialnego rozgłosu nabrało w Polsce zagadnienie wręcz odwrotne. Nagłośniona została, obecna od wielu miesięcy w kuluarach nie tylko kościelnych, propozycja jednego procenta z podatków wpłacanych do budżetu państwa, na rzecz Kościoła katolickiego w Polsce. Wybuchła awantura, która wcale się nie skończyła.

Została jedynie chwilowo wyciszona, ale można obstawiać niemal na sto procent, że już wkrótce wybuchnie z nową mocą. A wtedy najprawdopodobniej sformułowania podobne do tych, których użył Politi ("Kościół sam się zwalnia - nigdy żadnych wyrzeczeń. Jest atakowany za swoje przywileje, ale hojnie udziela rad na temat równości programu oszczędnościowego", "Kiedy mówi się o pieniądzach, hierarchia kościelna natychmiast robi się z siebie ofiarę, oskarża o spiski ze strony wrogów Kościoła", "Nadszedł moment na nadzwyczajne gesty i na ograniczenie przywilejów, jak to ma miejsce w całym kraju"), będą się mnożyć niczym bakterie w telewizyjnych reklamach przed zastosowaniem środka czyszczącego. Pojawią się ostre zarzuty, że Kościół nie jest gotów na wyrzeczenia w obliczu poważnego kryzysu, który boleśnie dotyka obywateli kraju. Szybciutko znajdą się tacy, który bez trudu wskażą, gdzie i na czym Kościół może i powinien zaoszczędzić i włączyć się w powszechne zaciskanie pasa.

Termin, w którym tego typu hasła, wezwania, oskarżenia, apele i slogany wypełnią medialny mainstream zależy niemal wyłącznie od tempa i intensywności, w jakich światowy kryzys będzie zaglądał w nasze granice, a zwłaszcza do polskich gospodarstw domowych i umysłów obywateli.

Można śmiało powiedzieć, że już trwają przygotowania do uruchomienia tego rodzaju retoryki na dużą skalę. Szef Katolickiej Agencji Informacyjnej w opublikowanym dzisiaj (7 grudnia 2011) komentarzu zwraca uwagę, że "Wyniki wyborów dały impuls do rozpoczęcia w Polsce szerokiej kampanii mającej na celu ograniczenie udziału Kościoła w życiu publicznym. Krótko mówiąc, chodzi o zepchnięcie go do przysłowiowej „zakrystii”". Wskazuje, że cała operacja zmierza do spadku notowań Kościoła w sondażach socjologicznych, a następnie w imię politycznego pragmatyzmu "do ograniczenia praw Kościoła i ludzi wierzących". "Sprawa ta naprawdę jest poważna, gdyż od zwycięstwa – lub przegranej – Kościoła w kampanii publicznej, zależeć będzie w dużej mierze miejsce religii w polskim życiu publicznym" - niezwykle przytomnie i celnie zauważa Przeciszewski.

Moim zdaniem trzeba jeszcze dodać, że jeżeli chce się realnie brać udział w życiu publicznym, być liczącym się uczestnikiem życia społecznego, trzeba wziąć na siebie trud współuczestnictwa nie tylko w diagnozowaniu, ale również w szukaniu środków zaradczych. Konieczne jest poczuwanie się do współodpowiedzialności za los kraju, państwa, narodu, społeczności. Kościół katolicki w Polsce wielokrotnie w przeszłości udowodnił, że potrafi to robić. Co istotne, również obecnie ludzie Kościoła w Polsce na wielu odcinkach podejmują trud przeciwdziałania negatywnym skutkom kryzysu. Jest dużo różnych, niemal niewidocznych, inicjatyw (np. fundowanie stypendiów uczniom i studentom z ubogich rodzin, czy mające w niektórych parafiach ogromny zakres współfinansowanie szkolnych posiłków itp., o zupełnie niedostrzegalnych ogromnych działaniach Caritas różnych szczebli nie wspominając).

Jednak skala społecznego zaangażowania Kościoła powinna mieć też inny wymiar. Potrzebna jest aktywność Kościoła w poszukiwaniach, pracach i działaniach nie tylko w skali parafialnej, lokalnej, regionalnej, ale również w skali całego państwa, całej Ojczyzny. Potrzebny jest solidarny głos Kościoła, który nie ogranicza się do wskazywania tego, co złe, ale również wytycza kierunki, w których można i trzeba szukać dróg wyjścia. Potrzebne są wypowiedzi, ale też pewne gesty, jasne działania, kroki pozwalające dostrzec, że Kościół nie tylko solidarnie przeżywa z całym społeczeństwem niedogodności i problemy, ale też z pasterską troską podejmuje dzieło minimalizowania skutków kryzysu i poszukiwania ścieżek godnego wychodzenia z kłopotów.

Kościół przez część środowisk w Polsce jest zaganiany do zakrystii. To prawda. Ale też w wielu wewnątrzkościelnych środowiskach panuje głęboka niechęć do opuszczenia jej zacisznych zakamarków. Dlatego takie triumfy święci w dużej części Kościoła katolickiego w naszym kraju strategia polegająca na ograniczeniu zaangażowania w życie publiczne, społeczne, do niezbyt głośnego wołania z głębi zakrystii, i to głównie w tonie narzekania, zabiegania o własne interesy i oburzenia na głosy krytyczne.

Trzymanie się tej strategii to prosta droga nie tylko do potężnej (i bardzo skutecznie odbijającej się w głowach odbiorców) kampanii wzorowanej na głosie Marco Politiego, ale też do tego, przed czym przestrzega Marcin Przeciszewski - zepchnięcia naszej Ojczyzny w kierunku zachodnioeuropejskiej masowej laicyzacji.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz