piątek, 23 grudnia 2011

Schodki 2.0 (czyli wszystko da się wyjaśnić)

W poprzednim odcinku


"On coś knuje" - powiedziała katechetka do wikarego po południu, gdy już wszyscy wiedzieli, że z figurką Jezuska na schodkach dzieją się rzeczy kompletnie niezrozumiałe. Nawet dziennikarz lokalnej gazety zadzwonił, domagając się nie znoszącym sprzeciwu głosem wyjaśnień od proboszcza, ale telefon odebrała gospodyni, która jeszcze bardziej stanowczo wyjaśniła żurnaliście, że to nie jego sprawa.

"Jezusek?" - zapytał inteligentnie wikary i spojrzał na katechetkę wyczekująco. "Nie, ten kogo Jezusek się boi" - wyjaśniła młoda pani magister teologii. Ksiądz wikariusz spojrzał na nią ze szczerym niepokojem w oczach. "Zwariowałaś?!" - szepnął, bojąc się jej spokoju i powagi. "Nie" - również szeptem odpowiedziała katechetka. "Jezusek chce coś udowodnić". "Co takiego?" - duchowny czuł, jak mu włosy na karku ustawiają się w jeżyka. "Myślę, że Jezusek chce, żeby sprawca śmierci jego braciszka poniósł zasłużoną karę" - oświadczyła katechetka i rozejrzała się uważnie, czy nikt nie podsłuchuje.

Wikary aż odskoczył. "Jakiego braciszka? Jakiej śmierci?!" - zawołał na cały głos. "Przecież Jezus jest jedynakiem" - dodał zgodnie z nauczaniem Kościoła i usiadł z bezpiecznej odległości od kobiety, której rodzice codziennie powierzają swoje dzieci, aby ich uczyła zasad wiary.

"To taka przenośnia" - zniecierpliwiła się katechetka. "Wie ksiądz, co tu się wydarzyło w zeszłym roku? Jak księdza jeszcze z nami nie było? W samą Wigilię, co się wydarzyło?" - dopytywała poirytowana. "Wiem, proboszcz coś wspominał, że się figurka Jezuska stłukła, bo spadła z ostatniego schodka" - przypomniał sobie wikary. "Właśnie! A ksiądz proboszcz powiedział, w jakim stanie była figurka po tym rzekomym upadku?". "Nie..." - wyjąkał księżulo. "A szkoda. Bo była rozbita na drobne kawałki. Jakby ją ktoś rozdeptał". "Rozdeptał?". "Dokładnie". "Ale kto i po co miałby rozdeptywać figurkę Jezuska?" - zapytał nadzwyczaj sensownie wikary.

Katechetka aż ręce wzniosła w dziękczynnym geście do nieba. "Otóż to właśnie! Sprawca tej zbrodni i profanacji nadal pozostaje w ukryciu. A ksiądz proboszcz nie chciał przeprowadzać śledztwa. Oficjalnie ogłosił, że figurka się potłukła spadając ze schodka, ale nieoficjalnie rozkolportował wersję, że to któreś dziecko zniszczyło". "Myślę, że proboszcz ma rację... Zawsze się znajdzie jakiś łobuz..." - ksiądz mrugał niepewnie oczami. "Moje dzieci?! Nigdy!" - głos katechetki rozległ się z taką siłą, że wikary skulił się i odsunął jeszcze dalej. "Skąd wiesz? Oglądałaś ich buty? Wszystkich?". "A żeby ksiądz wiedział, że tak! Poza tym to zrobił ktoś znacznie cięższy, niż dziecko. I w wielkich butach". "Dorosły?". "Tak!".

Ksiądz wikary tarł w zamyśleniu brodę. "Ty wiesz więcej, niż się wszystkim wydaje" - powiedział. "Wiesz, kto to zrobił?". Katechetka pokręciła głową. "Nie, ale mam pewne podejrzenia. I myślę, że Jezusek chce wyjaśnienia sprawy, żeby dzieci oczyścić z niesłusznych oskarżeń i przywrócić dawny zwyczaj". "Jaki zwyczaj?". "Taki, że to dzieci przestawiały figurkę o kolejne stopnie. A w tym roku proboszcz kazał to robić księdzu, prawda?". Wikary pokiwał głową.

"Myślę, że Jezusek nie pozwoli się zestawić na niższe stopnie tak długo, dopóki nie zostanie ustalony prawdziwy sprawca zniszczenia figurki w zeszłym roku" - powiedziała cicho, ale wyraźnie katechetka. "No to co zrobimy?" - zapytał bezradnie duchowny. "Mam pewien pomysł" - powiedziała i zaczęła coś szeptać wikaremu na ucho.

(jak się okazuje, to jeszcze nie koniec...)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz