czwartek, 15 grudnia 2011

Teleranek

Trzynastego grudnia, w dość okrągłą rocznicę wprowadzenia w Polsce stanu wojennego, zapytałem z samego rana ludzi na Facebooku: „Co robiliście trzydzieści lat temu?”. Wśród kilkudziesięciu odpowiedzi zadziwiająco często pojawiała się kwestia „Teleranka”, którego nie wyemitowała tamtego dnia telewizja. Ktoś nawet napisał: „Posłałem tatę na dach, żeby antenę naprawiał... Chciałem Teleranka”.

Mnie stan wojenny nie kojarzy się z brakiem telewizyjnego programu dla dzieci. Dlaczego? To proste. Po prostu urodziłem się kilka czy kilkanaście lat wcześniej niż znacząca część uczestników mojej nieformalnej internetowej ankiety. Co innego było wtedy dla mnie ważne. I dziś, po trzech dekadach, stan wojenny kojarzę niemal automatycznie właśnie z tymi sprawami, do których wtedy przykładałem wagę.

Jakie są szanse, że rocznicę grudniowych wydarzeń z roku 1981 jestem w stanie emocjonalnie - i nie tylko przeżywać - razem z tymi, których ktoś nazwał „pokoleniem Teleranka”?

W pierwszych dniach stanu wojennego kilka razy byłem pod kopalnią „Wujek”. Ani raz nie wszedłem do środka. Później wielokrotnie rozmawiałem z górnikami, którzy w strajku uczestniczyli. Byłem w szoku, jak bardzo różnią się w naszych pamięciach obrazy tamtych dni związane z „Wujkiem”. Choć na pozór byliśmy przecież w tym samym miejscu, opowiadamy radykalnie różne historie.

Szesnastego grudnia też byłem niedaleko kopalni „Wujek”. Chyba dosłownie kilkaset metrów. Siedziałem w pobliskim głębokim wykopie, którym biegną tory kolejowe. Siedziałem w pociągu, zatrzymanym między stacjami. Niecierpliwiłem się i irytowałem, bo spieszyłem się na umówione spotkanie. Kawałek dalej jedni ludzie zabijali drugich. W miejscu, w którym poprzedniego dnia stałem razem z innymi i rozmawiałem ze strajkującymi górnikami.

Do końca moich dni szesnasty grudnia 1981 roku będzie mi się kojarzył z tym, że byłem dosłownie tuż obok tragedii, a jednak dowiedziałem się o niej dopiero po jakimś czasie.

Lubimy w chwilach ważnych rocznic mówić o wspólnocie doświadczeń. Chętnie się w jej imię łączymy w grupy. Identyfikujemy według niej. Ale też według niej budujemy między sobą podziały. Usiłujemy udowodnić, że tylko nasza pamięć jest tą jedyną prawdziwą.

Czy stan wojenny był mniejszym złem dla kogoś, kto zapamiętał go przede wszystkim jako brak „Teleranka” niż dla mnie, któremu kojarzy się z czymś zupełnie innym? Nie sądzę. Zło, które mnie bezpośrednio nie dotyka, nie przestaje przecież być złem.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz