poniedziałek, 2 stycznia 2012

Swoje życie

Ktoś mi na Facebooku pod jednym z linków zalecił: "Nie wyciągać wniosków! Żyć SWOIM życiem i przestać interesować się życiem INNYCH". Ha! Żeby to było takie proste! Tyle, że po prostu się tak nie da. I chyba jednak nie za bardzo wolno. Chrześcijaninowi.

Wyczytałem w jakichś enuncjacjach internetowych na temat kolędy (temat z cyklu tych "na czasie" oraz bardzo tu i ówdzie nośnych), że ksiądz przy okazji odwiedzin duszpasterskich "próbował wyłudzić informacje na temat sąsiadów". I że w ogóle wypytywał o dane "wrażliwe". Pewnie pytał odwiedzanych o datę ślubu kościelnego. Albo o uczestnictwo we Mszy świętej. Może nawet o wyznanie. To się zdarza. W tak zwanych kartotekach parafialnych są - zależnie od inwencji twórcy danego formularza - najróżniejsze rubryki.

Niedawno jeden duchowny mi opowiadał, że gdy zapytał podczas kolędy sąsiadów starszej, samotnej kobiety, czy nie wiedzą, co się z nią dzieje, bo zawsze wpuszczała księdza, a tym razem zastał drzwi zamknięte, nagle uświadomili sobie, że od trzech dni nikt jej nie widział. W asyście policji weszli do mieszkania w dużym bloku i zastali kobiecinę ledwo żywą, niezdolną dojść do telefonu...

Inny kilka lat temu relacjonował mi, że podczas kolędy indagując natarczywie sąsiadów dowiedział się o nieszczęściu maltretowanej przez notorycznego pijaka rodziny. Przyprowadzili się do parafii niespełna rok temu. Nikt nie miał odwagi interweniować, ani nawet zgłosić gdziekolwiek sprawy ze strachu przed agresywnym typem... Ksiądz osiągnął tyle, że dzieci przynajmniej zaczęły dostawać obiady w szkole. Zyskał też zaprzysięgłego wroga w osobie pijaczyny, za to, że mu się "wpie...lił w życie z butami".

O ile pamiętam, Jezus nie zajmował się tylko swoim życiem. Swoim uczniom nakazywał napominać braci i to w systemie kilkustopniowym. A ojcowie Soboru Watykańskiego II naskrobali w jednym z dokumentów: "spodobało się Bogu zbawić człowieka we wspólnocie"... Więc chyba jednak nie wystarczy żyć swoim życiem i nie interesować się życiem innych. Niektórzy mówią uczenie, że to współodpowiedzialność za zbawienie innych. I za Kościół jako wspólnotę.

Choć niewątpliwie, zainteresowanie życiem innych bywa bardzo, ale to bardzo denerwujące. I stresujące.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz