piątek, 15 czerwca 2012

Grywalizacja

W najnowszej "Polityce" wywiad pod dziwacznym tytułem "Zarządzanie frajdą". "To wstrzykiwanie elementów frajdy w czynności, które zwykle nam jej nie sprawiają. Przykłady? Praca, nauka, oszczędzanie pieniędzy na emeryturę czy oszczędna jazda samochodem – do tego wszystkiego trzeba nas przekonywać, a nawet jeśli to robimy, nie czujemy, że sprawia nam to przyjemność. Grywalizacja ma to zmienić" - wyjaśnia Paweł Tkaczyk, specjalista od marketingu, który napisał o grywalizacji książkę.

Mówiąc wprost i bez naukowych ozdobników, chodzi o to, aby całe życie zamienić w jedną wielką zabawę, przyjemność, grę, rozrywkę. To nic nowego. Próby przekształcenia ludzkiej egzystencji na tym łez padole w coś miłego, a przynajmniej sympatycznie podniecającego, trwają od tysiącleci. Zmieniło się może jedynie to, że w pewnych rejonach świata ludzi, w których zasięgu jest przeżycie swych dni na ziemi niemal wyłącznie w atmosferze dobrej zabawy (słynne hasło "chcę się dobrze bawić", którym liczni młodzi odpowiadają na pytanie, czego oczekują od życia), jest dzisiaj procentowo więcej niż w poprzednich stuleciach.

Traktowanie wszystkiego w kategoriach gry, zabawy, wyklucza realną odpowiedzialność. Sprawia, że decyzje tracą swoją nieodwracalność, nie rodzą konsekwencji. Cechą gry jest możliwość nie tylko przerwania jej w dowolnym momencie, ale również rozpoczęcia jej na nowo, w dodatku niejednokrotnie według innych niż poprzednio reguł.

Pozornie daje to pewien dystans do życia, zamienia motywację negatywną na pozytywną. W rzeczywistości zamienia ludzi w marionetki w rękach innych, w pionki, nieświadome swojej rzeczywistej roli na planszy.

"Jest sporo dziedzin, w których wprowadzanie grywalizacji byłoby nieetyczne" - przyznaje Tkaczyk i podaje przykład manipulowania ludzkimi decyzjami w sferze bardzo poważnej, jaką jest oddawanie organów do przeszczepów. Między innymi w Polsce w odpowiednim  formularzu nie wyraża się zgody na pobranie narządów (jak postuluje m. in. Kościół katolicki, który uważa, że powinna to być pozytywna decyzja woli, a więc rzeczywisty dar), lecz trzeba odmówić. Nic dziwnego, że w statystykach nasz kraj wykazywany jest jako ten, w którym 90 procent ludzi zgadza się oddać organy do transplantacji. Lekarze jednak wiedzą, jak rzecz wygląda naprawdę.

"Pytanie, czy przy podejmowaniu takiej decyzji powinniśmy angażować frajdę?" - zastanawia się spec od marketingu i grywalizacji. I odpowiada: "Moim zdaniem nie – i dlatego uważam, że grywalizowanie takiego procesu byłoby mało etyczne. To coś, nad czym należy się zastanowić na poważnie".

Moim zdaniem idea grywalizacji to bardzo niebezpieczna pokusa. Nie powinna być stosowana w żadnej dziedzinie ludzkiego życia, ponieważ traktuje człowieka przedmiotowo. Odbiera mu wolność i godność. W rzeczywistości jest niczym więcej jak zwykłą manipulacją. Tylko mądrzej nazwaną. stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz