W
najnowszej "Polityce" wywiad pod dziwacznym tytułem "Zarządzanie
frajdą". "To wstrzykiwanie elementów frajdy w czynności, które zwykle
nam jej nie sprawiają. Przykłady? Praca, nauka, oszczędzanie pieniędzy
na emeryturę czy oszczędna jazda samochodem – do tego wszystkiego trzeba
nas przekonywać, a nawet jeśli to robimy, nie czujemy, że sprawia nam
to przyjemność. Grywalizacja ma to zmienić" - wyjaśnia Paweł Tkaczyk,
specjalista od marketingu, który napisał o grywalizacji książkę.
Mówiąc
wprost i bez naukowych ozdobników, chodzi o to, aby całe życie zamienić
w jedną wielką zabawę, przyjemność, grę, rozrywkę. To nic nowego. Próby
przekształcenia ludzkiej egzystencji na tym łez padole w coś miłego, a
przynajmniej sympatycznie podniecającego, trwają od tysiącleci. Zmieniło
się może jedynie to, że w pewnych rejonach świata ludzi, w których
zasięgu jest przeżycie swych dni na ziemi niemal wyłącznie w atmosferze
dobrej zabawy (słynne hasło "chcę się dobrze bawić", którym liczni
młodzi odpowiadają na pytanie, czego oczekują od życia), jest dzisiaj
procentowo więcej niż w poprzednich stuleciach.
Traktowanie
wszystkiego w kategoriach gry, zabawy, wyklucza realną
odpowiedzialność. Sprawia, że decyzje tracą swoją nieodwracalność, nie
rodzą konsekwencji. Cechą gry jest możliwość nie tylko przerwania jej w
dowolnym momencie, ale również rozpoczęcia jej na nowo, w dodatku
niejednokrotnie według innych niż poprzednio reguł.
Pozornie
daje to pewien dystans do życia, zamienia motywację negatywną na
pozytywną. W rzeczywistości zamienia ludzi w marionetki w rękach innych,
w pionki, nieświadome swojej rzeczywistej roli na planszy.
"Jest
sporo dziedzin, w których wprowadzanie grywalizacji byłoby nieetyczne" -
przyznaje Tkaczyk i podaje przykład manipulowania ludzkimi decyzjami w
sferze bardzo poważnej, jaką jest oddawanie organów do przeszczepów.
Między innymi w Polsce w odpowiednim formularzu nie wyraża się zgody na
pobranie narządów (jak postuluje m. in. Kościół katolicki, który uważa,
że powinna to być pozytywna decyzja woli, a więc rzeczywisty dar), lecz
trzeba odmówić. Nic dziwnego, że w statystykach nasz kraj wykazywany
jest jako ten, w którym 90 procent ludzi zgadza się oddać organy do
transplantacji. Lekarze jednak wiedzą, jak rzecz wygląda naprawdę.
"Pytanie,
czy przy podejmowaniu takiej decyzji powinniśmy angażować frajdę?" -
zastanawia się spec od marketingu i grywalizacji. I odpowiada: "Moim
zdaniem nie – i dlatego uważam, że grywalizowanie takiego procesu byłoby
mało etyczne. To coś, nad czym należy się zastanowić na poważnie".
Moim
zdaniem idea grywalizacji to bardzo niebezpieczna pokusa. Nie powinna
być stosowana w żadnej dziedzinie ludzkiego życia, ponieważ traktuje
człowieka przedmiotowo. Odbiera mu wolność i godność. W rzeczywistości
jest niczym więcej jak zwykłą manipulacją. Tylko mądrzej nazwaną. stukam.pl
piątek, 15 czerwca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz