Najprawdopodobniej niewielu jest ludzi na ziemi, który wcześniej czy
później nie staną przed pytaniem „Kim jestem?”. Na jednych czyha ono już
we wczesnej fazie życia, inni muszą się z nim zmierzyć w wieku
dojrzałym, a czasami dopiero w starości. Niezależnie jednak od życiowego
momentu, w którym człowiek podejmuje wysiłek udzielania na to pytanie
odpowiedzi, formułując ją, zawsze definiuje swoją tożsamość. Zdarza się,
że do postawionego wyżej pytania trzeba w życiu wracać wielokrotnie,
krok po kroku dopełniając odpowiedź.
Tożsamość, to w
pierwszym słownikowym znaczeniu - identyczność. A w odniesieniu do
pojedynczego człowieka tożsamość, to świadomość siebie. Z urzędowego czy
prawnego punktu widzenia tożsamość, to fakty, cechy, dane personalne
pozwalające zidentyfikować jakąś osobę. Tożsamość w odniesieniu do
społeczności to świadomość wspólnych cech i poczucie jedności. Już z tej
wyliczanki widać, jak wiele warstw niesie w sobie to pojęcie. Ale też,
jak jest ważne w ludzkiej egzystencji.
Od dawna zastanawia
mnie, dlaczego ostatnia książka Jana Pawła II nosi tytuł „Pamięć i
tożsamość”. Jest coś fascynującego, ale też głęboko intrygującego,
dlaczego na krótko przed odejściem do „domu Ojca”, Papież-Polak snuł
refleksję na temat tożsamości w zestawieniu, w związku z pamięcią.
Tytuł papieskiej książki przyszedł mi na myśl w czasie uroczystości nadania tytułu doktora honoris causa
znakomitemu kompozytorowi Wojciechowi Kilarowi. Artysta mówił między
innymi o swoich związkach z Górnym Śląskiem, o tym, że przeżył tutaj
trzy czwarte życia. Nazwał Śląsk swoją drugą ojczyzną i dodał, że gdyby
tu się nie znalazł, byłby innym człowiekiem. A równocześnie chyba nikt
ze zgromadzonych w auli Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego
nie miał wątpliwości, że ten wybitny katowiczanin, który z taką miłością
mówi o Śląsku, nigdy nie przestał być lwowiakiem. A kiedy w ramach
gratulacji podeszła do mikrofonu pani, która lwowskim akcentem
„bałaknęła”, byłem z pewnością jednym z wielu, którzy musieli ocierać
łzy.
Skąd to wzruszenie? Przecież nigdy nawet nie byłem we
Lwowie... Myślę, że to efekt oddziaływania bardzo mocnej, prawdziwej
tożsamości.
Dzień po opisanych uroczystościach pytał mnie
ktoś, dlaczego media w dużej części starały się – łagodnie mówiąc – nie
eksponować faktu, że to Wydział Teologiczny, a nie jakiś inny, nadał
panu Kilarowi tytuł. Powstrzymałem się od snucia domysłów, ale
pomyślałem, że silna wiara, chrześcijaństwo, katolicyzm, są w tożsamości
znanego na całym świecie kompozytora, tak samo ważnym, konstytutywnym
elementem, jak jego lwowskie korzenie i dziesięciolecia przeżyte na
Śląsku. stukam.pl
Tekst wygłoszony na antenie Radia eM
czwartek, 21 czerwca 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz