czwartek, 21 czerwca 2012

Tożsamość

Najprawdopodobniej niewielu jest ludzi na ziemi, który wcześniej czy później nie staną przed pytaniem „Kim jestem?”. Na jednych czyha ono już we wczesnej fazie życia, inni muszą się z nim zmierzyć w wieku dojrzałym, a czasami dopiero w starości. Niezależnie jednak od życiowego momentu, w którym człowiek podejmuje wysiłek udzielania na to pytanie odpowiedzi, formułując ją, zawsze definiuje swoją tożsamość. Zdarza się, że do postawionego wyżej pytania trzeba w życiu wracać wielokrotnie, krok po kroku dopełniając odpowiedź.

Tożsamość, to w pierwszym słownikowym znaczeniu - identyczność. A w odniesieniu do pojedynczego człowieka tożsamość, to świadomość siebie. Z urzędowego czy prawnego punktu widzenia tożsamość, to fakty, cechy, dane personalne pozwalające zidentyfikować jakąś osobę. Tożsamość w odniesieniu do społeczności to świadomość wspólnych cech i poczucie jedności. Już z tej wyliczanki widać, jak wiele warstw niesie w sobie to pojęcie. Ale też, jak jest ważne w ludzkiej egzystencji.

Od dawna zastanawia mnie, dlaczego ostatnia książka Jana Pawła II nosi tytuł „Pamięć i tożsamość”. Jest coś fascynującego, ale też głęboko intrygującego, dlaczego na krótko przed odejściem do „domu Ojca”, Papież-Polak snuł refleksję na temat tożsamości w zestawieniu, w związku z pamięcią.

Tytuł papieskiej książki przyszedł mi na myśl w czasie uroczystości nadania tytułu doktora honoris causa znakomitemu kompozytorowi Wojciechowi Kilarowi. Artysta mówił między innymi o swoich związkach z Górnym Śląskiem, o tym, że przeżył tutaj trzy czwarte życia. Nazwał Śląsk swoją drugą ojczyzną i dodał, że gdyby tu się nie znalazł, byłby innym człowiekiem. A równocześnie chyba nikt ze zgromadzonych w auli Wydziału Teologicznego Uniwersytetu Śląskiego nie miał wątpliwości, że ten wybitny katowiczanin, który z taką miłością mówi o Śląsku, nigdy nie przestał być lwowiakiem. A kiedy w ramach gratulacji podeszła do mikrofonu pani, która lwowskim akcentem „bałaknęła”, byłem z pewnością jednym z wielu, którzy musieli ocierać łzy.

Skąd to wzruszenie? Przecież nigdy nawet nie byłem we Lwowie... Myślę, że to efekt oddziaływania bardzo mocnej, prawdziwej tożsamości.

Dzień po opisanych uroczystościach pytał mnie ktoś, dlaczego media w dużej części starały się – łagodnie mówiąc – nie eksponować faktu, że to Wydział Teologiczny, a nie jakiś inny, nadał panu Kilarowi tytuł. Powstrzymałem się od snucia domysłów, ale pomyślałem, że silna wiara, chrześcijaństwo, katolicyzm, są w tożsamości znanego na całym świecie kompozytora, tak samo ważnym, konstytutywnym elementem, jak jego lwowskie korzenie i dziesięciolecia przeżyte na Śląsku. stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz