poniedziałek, 28 marca 2011

Krzyż między skrajnościami

Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu w pełnym składzie tzw. Wielkiej Izby uznał, że obecność krzyża w szkole nie jest złamaniem praw rodziców do wychowania dzieci według ich przekonań ani prawa dziecka do wolności religijnej. Według sędziów obowiązku obecności krzyża w salach szkolnych nie można traktować jako indoktrynacji ze strony państwa.

Nie oznacza to jednak, że krzyż jest już na terenie Starego Kontynentu bezpieczny i nie grożą mu kolejne problemy. Paradoksalnie, tak radykalnie odmienny od poprzedniego wyrok strasburskiego Trybunału w kwestii krzyża utrwala możliwość pozbawiania krzyża jego najważniejszej treści.

Przypomnijmy, że znak, w sprawie którego wypowiadał się Trybunał, to nie przypadkowe skrzyżowanie dwóch kresek, lecz konkretny symbol, niosący jednoznaczny przekaz. Chodzi o krzyż, na którym umarł Jezus Chrystus. To fakt zbawczej śmierci Chrystusa na krzyżu sprawia, że ten znak nie jest obojętnym elementem graficznym, lecz ma powszechnie rozpoznawalne znaczenie.

Ponieważ krzyż nie jest symbolem obojętnym, znajduje się on nieustannie w sytuacji zagrożenia instrumentalizacją i nadużycia jego faktycznego znaczenia. Współcześnie czyha na niego niebezpieczeństwo bardzo skrajnych podejść.

Z jednej strony krzyż zagrożony jest traktowaniem jak plemienny totem, a bardziej jeszcze jako znak zawłaszczania przestrzeni. Używanie krzyża chrześcijańskiego jako znaku do oznaczania „swojego terenu” nie jest w dziejach świata niczym nowym. Co więcej, było przez wieki uważane za coś naturalnego i oczywistego, trudno więc wielu (nie tylko w Polsce) zrozumieć, dlaczego dzisiaj taka praktyka miała by być czymś niewłaściwym i szkodliwym. Sprawa jest skomplikowana tym bardziej, że ustalenie faktycznych motywacji, które kierowały w przeszłości i kierują aktualnie ludźmi stawiającymi krzyże w przestrzeni publicznej jest niesłychanie trudne, a niejednokrotnie po prostu niemożliwe.

Z drugiej strony coraz silniejsze wydają się tendencje, znajdujące zastanawiająco dużo zwolenników wśród ludzi deklarujących się jako wierzący i zaangażowani chrześcijanie, aby „nie drażnić” krzyżem, nie umieszczać go w sferze publicznej, a raczej chować go i usuwać ze wszystkich miejsc, w których istnieje nawet nikła możliwość, że wywoła kontrowersje albo czyjeś niezadowolenie. Co ciekawe, zwolennicy takiego podejścia do kwestii obecności znaku krzyża dla podbudowania swych tez usiłują sięgać do argumentacji pozornie religijnej i chrześcijańskiej, akcentując, że krzyż jest znakiem pokory, a nie triumfalizmu. Mylą jednak pokorę z rezygnacją z ludzkiej godności i praw przynależnych człowiekowi, jako osobie. Nie należy zapominać, że Jezus, który uczył o nadstawianiu drugiego policzka, gdy został uderzony przez sługę Piłata, stanowczo zaprotestował i zażądał wyjaśnień.

Jednak moim zdaniem największym zagrożeniem dla krzyża może być na dłuższą metę podkreślanie, tego, do czego odwołał się w swoim drugim wyroku Europejski Trybunał Praw Człowieka w Strasburgu. Przychylił się on do argumentu rządu Włoch, który często pojawia się również w innych krajach (w tym w Polsce) w ustach chrześcijańskich, katolickich i reprezentujących Kościół obrońców prawa krzyża do istnienia w przestrzeni publicznej. Argument ten mówi, że obecność krzyża w szkole (i w innych niereligijnych miejscach) jest „faktem naturalnym”, ponieważ jest nie tylko symbolem religijnym, ale też patriotycznym, na trwałe związanym z historią, kulturą, cywilizacją, tradycją itp.

Niewątpliwie jest to argument prawdziwy we wszystkich miejscach świata, w których chrześcijaństwo odegrało rolę cywilizacyjnego fundamentu i narzędzia postępu oraz przyczyniło się do budowania narodowej tożsamości. Jego prawdziwość w Europie jest niepodważalna. A jednak myślę, że uparte i długotrwałe przedkładanie tego argumentu ponad argument odwołujący się do wiary i religii, może przynieść negatywne i niepożądane skutki. Sprowadzany przede wszystkimi do roli symbolu cywilizacyjnego, kulturowego, narodowego krzyż może się stać w niezbyt odległej perspektywie pustym znakiem graficznym, za którym w świadomości ludzkiej nie będzie żadnej treści ani żadnego przekazu. Jest to sposób na wyeliminowanie sporów o obecność krzyża w przestrzeni publicznej, ale czy rzeczywiście o taki efekt chodzić powinno ludziom wierzącym w Chrystusa?

Jan Paweł II wzywał Polaków do obrony krzyża. Dał jednak bardzo jasne wskazówki, jakimi motywami powinni się przy tym kierować. W roku 1997 w Zakopanem, powiedział: „Brońcie krzyża, nie pozwólcie, aby Imię Boże było obrażane w waszych sercach, w życiu rodzinnym czy społecznym. Dziękujmy Bożej Opatrzności za to, że krzyż powrócił do szkół, urzędów publicznych i szpitali. Niech on tam pozostanie! Niech przypomina o naszej chrześcijańskiej godności i narodowej tożsamości, o tym, kim jesteśmy i dokąd zmierzamy, i gdzie są nasze korzenie. Niech przypomina nam o miłości Boga do człowieka, która w krzyżu znalazła swój najgłębszy wyraz”.

Krzyż, wbrew kolportowanym przez niektórych publicystów tezom, nie jest symbolem przegranej. Jest symbolem zwycięstwa miłości. Miłości Boga do człowieka. To jest jego podstawowa treść i przekaz, których nie można poświęcać ani w imię tolerancji, ani w imię prawa do obecności krzyża w każdym miejscu, w którym komuś się zechce go umieścić. Czym naprawdę jest krzyż dobitnie pokazał Jan Paweł II w czasie ostatniego nabożeństwa Drogi Krzyżowej w Koloseum, jakie dane mu było przeżywać na ziemi. Trzeba uważać, aby w imię doraźnych korzyści nie stracić z oczu tego, co najważniejsze w sprawie krzyża.

hypomone, wytrwała cierpliwość, oto czego mi zabrakło, gdy zamieszczałem ten tekst na blogu, dochodząc do wniosku, że po tygodniu oczekiwania nie znajdzie się na łamach. A jednak 1 kwietnia wydrukowała go "Rzeczpospolita". I jeszcze poprawiła mój błąd, ze sługi Piłata na sługę Annasza :-))

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz