sobota, 30 lipca 2011

The day before - Dzień przed

W Polskę jedziemy 2011

Jeszcze słuchając z irytacją w telewizji reportera, który mówi o sprawcy tragedii w Norwegii tak lekko "To po prostu chory człowiek", a już myślami w przygotowaniach do rozpoczynającej się jutro wyprawy.

Irytacją, bo moim zdaniem postawa dziennikarza (a według niego także wielu Norwegów), to kolejny dowód i przejaw fatalnej we współczesności tendencji. Tendencji, którą można zamknąć w zdaniu: "Nie ma zła, nie ma złych ludzi, którzy świadomie je wybierają, lecz są tylko chorzy". To zwalnia z odpowiedzialności. Nie tylko sprawcę zła. Także wszystkich dokoła. Tych, którzy być może w porę nie dostrzegli, że ktoś w ich najbliższym otoczeniu wybiera zło, jest zły. Tych, którzy być może dostrzegli, ale nie uznali, że to ich sprawa. I tych, którzy teraz muszą się zmierzyć z zaistniałym złem. Z jego skutkami. Uznanie, że zło jest tylko chorobą, a nie brakiem dobra, a nie zaprzeczeniem dobra, odrzuceniem go podejmowaną przez człowieka w pełni władz umysłowych decyzją, to najwygodniejsze z możliwych usprawiedliwienie.

Podróż wymaga przygotowań. To nie jest tak, że człowiek żyjący w jakimś konkretnym miejscu, nagle rzuca wszystko i wyrusza przed siebie. Nie chodzi tylko o spakowanie niezbędnych do życia w podróży rzeczy. Nie chodzi tylko o zaplanowanie trasy (w mo9im przypadku ten punkt zresztą wcale nie jest oczywisty).

Chodzi też o miejsce, z którego się wyrusza. Żeby nie okazało się miejscem porzuconym. Żeby przetrwało czas, kiedy mnie nie będzie. Przy czym mówiąc "miejsce", nie mam na myśli jedynie przestrzeni, która na jakiś czas zostanie pozbawiona mojej obecności. Mam na myśli również ludzi, którzy tak na prawdę to miejsce konstytuują. Chodzi o to, aby oni nie czuli się porzuceni, zlekceważeni, zostawieni własnemu losowi.

A oprócz tego trzeba ileś kabli rozłączyć, ileś urządzeń wyłączyć, to i owo zabezpieczyć, to czy tamto zamknąć... Wyruszając z miejsca, do którego zamierza się wrócić, nie przestaje się być odpowiedzialnym za to miejsce. Tak przy okazji: jak to jest z miejscem, do którego się nie wróci?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz