- Co to za ponura twarz?
- Nie mam się z czego cieszyć. Jutro cały dzień na straty.
- Co się stało?
- Mam wizytę u specjalisty. Już mnie mdli na myśl o tych godzinach na korytarzu.
- U tego, co ostatnio mówiłeś?
- No…
- Spoko twoja rozczochrana. Pojadę z tobą rano i będziesz załatwiony w kwadrans.
- Znajomości? Nie mówiłeś, że go znasz.
- Nie zapominaj, kim ja tu jestem. W tym mieście dla mnie nie ma kolejek do lekarza.
- Przywileje, tak?
- Raczej coś, co mi się logicznie należy.
- A kto się parę dni temu wściekał, jak którzyś tam bronili swoich przywilejów, bo chcą im je odebrać?
- Bo ty mylisz przywileje z uzasadnionymi uprawnieniami.
- Każdy uprzywilejowany tak mówi. A swoją drogą, to zastanawiające, jak bardzo ludzie pragną przywilejów. Każdy chce być traktowany lepiej niż inni. Ale też na tym można nieźle zagrać, żeby komuś poprawić samopoczucie. Niedawno ksiądz w szpitalu mojej sąsiadce wmawiał, że jej choroba jest przywilejem danym od Boga. Zaraz przestała się użalać nad sobą, za to wszystkim dokoła wkoło zaczęła się chwalić, jaką to ma szczególną pozycję u Boga.
- Jak zwykle trywializujesz.
- Nie. Po prostu stwierdzam fakt. Ludzie nie chcą być równi. Chcą być równiejsi.
- No to mam jutro z tobą iść do tego lekarza, czy wolisz zmarnować cały dzień?
poniedziałek, 18 lipca 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz