środa, 10 sierpnia 2011

Chrząszcz i wielki korek w małym mieście

W Polskę jedziemy 2011
Po pierwsze. Zgodnie z planem rano przy okazji Mszy św. obejrzałem wnętrze katedry w Zamościu. Oj, trzeba jeszcze dużo czasu, dużo wysiłku i chyba dużo pieniędzy, żeby wydobyć jej pierwotne piękno. Choć nawet w tej chwili widać, że to naprawdę piękna świątynia. Bardzo piękna.

Po drugie. Rzuciwszy okiem na mapę, dostrzegłem w pobliżu Zamościa Szczebrzeszyn. Mało to oryginalne, ale nie umiałem się powstrzymać, żeby tam nie pojechać i nie poszukać chrząszcza. Chrząszczów znalazłem co niemiara, o wiele gorzej z trzciną. Ale przy okazji odkryłem, że właśnie trwają przygotowania do Dni Kultury Żydowskiej, Prawosławnej i Katolickiej, które odbędą się od 19 do 21 sierpnia br.

Trzy, a właściwie cztery miejsca kultu: cerkiew, synagogę i świątynie katolickie zbudowano tu niegdyś bardzo blisko siebie. Na co dzień swoją funkcję pełnią tylko kościoły katolickie, w tym krzywy (wystarczy spojrzeć do środka, żeby to zauważyć), kościół w którym jest Matka Boska Bonifraterska. Czyli kopia Jasnogórskiej, ale bez blizn! W synagodze jest teraz Dom Kultury, w cerki podobno co jakiś czas są nabożeństwa. Kto nie był w Szczebrzeszynie, niech tam jedzie, bo nie tylko chrząszcz jest tam wart zainteresowania.

Po trzecie. Modliłem się w Lubaczowie przed ukoronowana kopią Matki Boskiej Łaskawej, czyli tego wizerunku, przez którym król Jan Kazimierz składał śluby i obierał Maryję za królową swoją i narodu. Oczywiście modliłem się w Lubaczowie. Taka sama ukoronowana kopia jest też we Lwowie. A gdzie jest oryginał tego obrazu? No, kto wie? Poza tym, jak ktoś chce zobaczyć zdumiewające rozwiązanie architektoniczne, to konkatedrę w Lubaczowie zobaczyć powinien. Od raz zwracam uwagę, że powinien wejść z obu stron.

Po czwarte, na bazę końcowego etapu mojej wędrówki wybrałem Jarosław. Wydawało mi się, że to bardzo dobry punkt wypadowy i w Bieszczady i w inne tutejsze okolice. Ale właśnie mam ogromne wątpliwości, czy nie strzeliłem gafy. Dotychczas do głowy mi nie przyszło, że można w liczącym trzydzieści kilka tysięcy ludzi mieście tak dokładnie i trwale zakorkować wszystkie drogi. Przejazd przez Jarosław to późnym popołudniem chyba z godzinę albo i dłużej trwająca męczarnia. Tir na tirze. Tutejsze rozwiązania komunikacyjne to jest jakaś dziejowa pomyłka.

A w ogóle, to zdążyłem już zaobserwować, że zdecydowana większość sklepów zamykana jest o 17.00, a spożywcze w szeroko pojętym centrum można policzyć na palcach jednej ręki. Za to sklepów z butami zatrzęsienie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz