Trudno jej było nie dostrzec. Wyróżniała się na tle obecnych w kościele nie tylko urodą, wzrostem, ale również ubiorem. Tkwiła w ławce usytuowana - chyba nie bez powodu - jako swoisty szczyt lub punkt kulminacyjny całej rodziny. Po bokach miała rodziców, dziadków, młodsze rodzeństwo.
Sprawiała wrażenie ważnego, choć znajdującego się w sytuacji przymusowej, gościa. Prawie nie otwierała ust. Włączyła się zaledwie w "Hosanna" i w "Ojcze nasz", ale ani w jednym ani w drugim nie dotrwała do końca. Zamilkła mniej więcej w połowie.
Do Komunii nie przystąpiła. Została w ławce właściwie sama, tylko z jakimś dzieciakiem siedzącym daleko od niej, na samym skraju. Spoglądała bez wyrazu na pozostałych członków rodziny, czekających na przyjęcie Ciała Chrystusa.
"Bez wyrazu" to właściwie dobre określenie na całe jej zachowanie w czasie Mszy św. Nie okazywała znudzenia. Z daleka można było dostrzec, że to byłoby poniżej jej standardów. Dlaczego przyszła na Mszę, najprawdopodobniej pierwszy raz od bardzo dawna? I to wieczorem w dzień powszedni? Kim był dla niej zmarły, za którego Najświętsza Ofiara była składana? Chyba kimś ważnym, skoro udało się ją skłonić do wizyty w kościele.
Jaki sens miała jej półgodzinna obecność w kościelnej ławce? Jakich argumentów użyto, aby ją do tego namówić? Może zmusić? Co sobie myślała, w swej na oko osiemnastoletniej głowie, obserwując bez zainteresowania nie tyle akcję liturgiczną, co zachowania pozostałych członków rodziny?
Kiedy znowu pojawi się na Mszy?
poniedziałek, 22 sierpnia 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz