niedziela, 11 września 2011

Królowie popołudnia

Dawniej to się nazywało "Wesołe miasteczko". Dziś nie ma jakiejś ogólnej nazwy. Trochę mniej lub bardziej skomplikowanych urządzeń stłoczonych na osiedlowym parkingu. Nawet nie są ze wszystkich stron ogrodzone. Tylko na jednej ciężarówce w krzakach można przeczytać inną używaną dawniej nazwę: "Lunapark". A dziś? Obwoźny Disneyland? Park rozrywki?

W upalne niedzielne popołudnie królują w nim rodzice małych, kilkuletnich dzieci. Tak, właśnie oni, a nie maluchy. To przede wszystkim ich widać stojących grupami między ciasno ustawionymi rozrywkowymi atrakcjami. Dzieci o wiele mniej rzucają się w oczy. Po prostu są mniejsze. I, na przykład, schowane w dyni-karocy. Albo w wagoniku niewielkiej ciuchci.

O tej porze największym zainteresowaniem cieszą się mała karuzela, ciuchcia, powoli wykonująca pętle po wąskich torach i nadmuchiwane zamki-zjeżdżalnie. Zwłaszcza ten duży. Z szybszych urządzeń tylko smok, sunący po dwóch przenikających się okręgach. W nim dzieci łapią emocje mocno przytulone do rodziców.

Większe urządzenia jak "shaker" albo "centrifuga" stoją właściwie bezużytecznie. "W nich się najlepiej jeździ po kilku piwach" - rzuca mi w ucho jakiś wyrostek. Ale spokojnie. Wieczorem znajdą amatorów.

Duma. To przede wszystkim widać w oczach rodziców, którzy obserwują i fotografują komórkami swoje pociechy, uczące się przeżywania emocji. Od maleńkości zaprawiają do tego swoje dzieci. Przyzwyczajają ich organizmy do wyrzutów adrenaliny. Umysły do czerpania przyjemności z przeżyć ekstremalnych, wykraczających poza codzienność. I do rywalizacji w jej osiąganiu. Wystarczy posłuchać triumfalnych okrzyków maluchów na nadmuchiwanej zjeżdżalni...

Idę stąd. Wszyscy patrzą na mnie jakoś tak dziwnie...

Zobacz zdjęcia

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz