piątek, 30 września 2011

Poziom

Lubię, jak coś katolickiego kojarzy się z najwyższym poziomem. Jak jakaś placówka, na przykład szpital albo ochronka, lub jakaś firma, która prowadzona jest przez znanych ze swej wiary (bo na przykład aktywnych w życiu parafii) katolików, jest najlepsza i wszyscy o tym wiedzą. To jest, moim zdaniem, dzisiaj jedna z najskuteczniejszych metod ewangelizacji. Ewangelizacji, w której nie powtarza się w kółko Bóg, Jezus, Kościół... W której w ogóle niewiele się gada. Tylko się robi. Zgodnie z Ewangelią.

Chyba nie tylko w naszych czasach się to sprawdza. Przecież już w pierwszych wiekach nie gadanie przyciągało ludzi do wspólnot chrześcijańskich. Wciąż tkwi mi w głowie słynne zawołanie odnotowane w pismach Tertuliana („Apologetyk”), które pokazuje, na co reagowali poganie: "Zobaczcie, jak oni się miłują". Ks. Alfred Cholewiński SJ napisał, że to wykrzykiwane zdanie "dobrze wyraża zdumienie pogan w obliczu tego fenomenu, a zarazem wystarczająco tłumaczy moc przekonywania, jaką wtedy miało chrześcijaństwo". Moc przekonywania, którą było widać, nie tylko słychać.

Do szału doprowadza mnie wcale nierzadkie dzisiaj w Polsce skojarzenie, że jak coś jest katolickie i kościelne, to musi być byle jakie, siermiężne, nieprofesjonalne, oparte na prowizorce i w ogóle szarobure. A jeszcze bardziej to, że wielu katolików na takie podejście się zgadza. Mało tego, w tym upatrują swoją specyfikę i tożsamość. Przecież Jezus powiedział wyraźnie: "Bądźcie więc wy doskonali, jak doskonały jest Ojciec wasz niebieski" (Mt 5,48). Nie powiedział "bądźcie wiecznymi nieudacznikami, niedojdami, tymi, którzy niczego nie potrafią zrobić na przyzwoitym poziomie".

Gdybym miał wymyślać hasło reklamowe dla Kościoła, pewnie bym chciał zaproponować: "Katolickie znaczy najlepsze"...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz