czwartek, 8 września 2011

Porozmawiaj ze mną

Siedzieli w restauracji. Od razu zauważyłem, że mają niewyraźne miny. Nie chciałem podsłuchiwać, ale było tak blisko, że mimo woli słyszałem niemal każdy oddech przy ich stoliku. „Porozmawiaj ze mną” – poprosiła kobieta. Mężczyzna spojrzał na nią ze znużeniem i niechęcią. „O czym ty jeszcze chcesz ze mną rozmawiać? Po prawie dwudziestu latach małżeństwa nie mamy sobie niczego nowego do powiedzenia” – mruknął mężczyzna.

W jednym z młodzieżowych seriali zobaczyłem scenę, w której chłopak podchodzi do kogoś starszego i pyta: „Masz chwilę, żeby porozmawiać?”. W odpowiedzi słyszy: „Nie mam czasu, żeby cię słuchać. Mam tylko czas, aby ci powiedzieć...”.

Byłem też kiedyś świadkiem, jak ojciec zwrócił się do syna, który wpadł w poważne kłopoty: „Chcesz pogadać?”. „Teraz?” – wytrzeszczył oczy w zdumieniu chłopak. „Teraz to my już nie mamy wspólnych tematów”. Potem był już tylko trzask zamykanych z rozmachem drzwi.

Takich prawdziwych i filmowych historyjek mogę tu namnożyć w nieskończoność. I nie tylko ja. Bo problemy z rozmawianiem są dzisiaj w Polsce zjawiskiem bardzo częstym.

Dość powszechne jest przekonanie, że nie potrafimy rozmawiać. Że zwłaszcza ze słuchaniem mamy problemy. A przecież prawdziwa rozmowa, to nie tylko mówienie, ale również słuchanie. Jeśli więc nie słuchamy, to nie ma rozmowy.

Z pewnością. Ale mam wrażenie, że problem leży głębiej. Problem tkwi w nieumiejętności potraktowania drugiego człowieka, jak równego sobie. W zakamuflowanej pogardzie dla innych. W przekonaniu o własnej wyższości i nieomylności.

„Będę z wami gadał pod warunkiem, że będziecie mówili tylko to, co ja chcę usłyszeć, takim tonem, jak ja chcę, tam, gdzie ja chcę i wtedy, kiedy ja chcę”. Taką scenkę odegrał niedawno jeden z moich znajomych. Kiedy w jego stronę poleciały rozmaite, na szczęście lekkie przedmioty, otrzepał się z udawana godnością i oświadczył: „No i kto tu nie jest gotowy do debaty? To wy nie chcecie rozmowy!”.

Nie jest odkryciem stwierdzenie, że każda społeczność, wspólnota, grupa, nawet każda para ludzi jakoś ze sobą związana, potrzebuje rozmowy. Bez niej wcześniej czy później dojdzie do całkowitego zerwania łączących ludzi więzi. Nastąpi zamknięcie się w swoich urazach, pretensjach, w niespełnieniu. Dojdzie do całkowitego zamknięcia się w swoich egoizmach, do eskalacji nienawiści, a w końcu do wybuchu agresji. Ten mechanizm wszędzie działa tak samo. Zarówno w polityce, jak i w życiu rodzinnym. Tam, gdzie nie ma rozmowy, katastrofa jest praktycznie nieunikniona.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz