piątek, 16 września 2011

Narcyzm i Ewangelia

Uczestniczyłem dzisiaj w konferencji pod tytułem "Blogerzy i nie tylko - o Kościele w sieci". Fajnie było. Fajnie było zobaczyć trochę ludzi Kościoła, którzy nie tylko - wykazując trzeźwość umysłu - doszli do wniosku, że skoro jest jakiś nowy teren, to należy tam z chrześcijańskim orędziem się wybrać, ale jeszcze mają odwagę, żeby taką ekspedycję podjąć lub przynajmniej wziąć w niej udział.

W czasie konferencji przypomniano między innymi tezę Marka Zuckerberga, która stała się jednym z fundamentów Facebooka, że internautę najbardziej to interesuje on sam. A skoro tak, to Internet jest medium narcystycznym.

Czy w narcystycznym środowisku da się głosić Dobrą Nowinę o zbawieniu? I czy w ogóle da się to tego użyć narzędzia, które narcyzm w samej swej istocie wspiera i do niego nakłania?

Hmmm... Bo ja wiem... Czy zawsze mówienie o sobie jest narcyzmem? Przecież dawanie świadectwa też jest w istocie mówieniem o sobie. Problem jest chyba gdzie indziej. Problem jest w tym, po co się mówi o sobie.

Poza tym odnoszę wrażenie, że często pochopnie jako narcyzm nauczyliśmy się kwalifikować to, o czym mówi w drugiej części przykazanie miłości. "Miłuj bliźniego swego jak siebie samego". Coś mi się wydaje, że niejeden katolik pojęcia nie ma, co to znaczy, że ma kochać siebie samego. Co z tego wynika, kto bystry, sam sobie dośpiewa...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz