czwartek, 22 września 2011

Zderzenie

Postanowiłem wmieszać się w politykę. Nie żeby od razu czynnie. Proszę się nie obawiać, nie zamierzam kandydować na żadnego posła ani senatora. Postanowiłem się w politykę wmieszać na zasadzie ciekawskiego obserwatora.

Doszedłem do wniosku, że najpierw zbadam nastroje społeczne. Ponieważ nie stać mnie na drogie sondaże, wykonywane przez specjalistyczne firmy badawcze, podjąłem wysiłek i zacząłem wypytywać ludzi, co i jak. Z tego mojego prywatnego sondażu wyszło, że ludek jest niezadowolony i rozczarowany. To znaczy nie, żeby dokładnie wszyscy, ale dobrze ponad połowa była na „nie”. Natomiast jako tako na „tak” było nieco ponad trzydzieści procent ankietowanych. Przeze mnie ankietowanych.

Zresztą, wyniki wahały się zależnie od tego, o co pytałem. Gdy pytałem o ogólną ocenę z perspektywą na przyszłość, to było jeszcze gorzej. Pesymizm wyłaził z ponad sześćdziesięciu procent wypowiedzi, a ponad czterdzieści wypytywanych spodziewało się, że w najbliższym czasie im się pogorszy. Przede wszystkim pod względem poziomu życia. Przy czym wcale na nich nie robiły pozytywnego wrażenia moje uwagi, że skoro spodziewają się pogorszenia, to znaczy, że w tej chwili musi nie być tak całkiem źle. Patrzyli wtedy na mnie wilkiem i moja sytuacja gwałtownie ulegała pogorszeniu. Więc dałem spokój z tego typu komentarzami na gorąco.

Skoro już wiedziałem, że generalnie nie jest najlepiej, to postanowiłem się dowiedzieć, od czego zależy, żeby było lepiej. Nie był to sondaż łatwy i prosty. Gdy zacząłem wypytywać, co zrobić, żeby było lepiej, uzyskałem lawinę ogólników i żali na rozmaite szczegóły naszej codzienności. Inaczej mówiąc, generalnie moi rozmówcy wysypywali przede mną z jednej strony to, co utkwiło im w głowach z medialnego szumu, a z drugiej dzielili się wszystkim tym, co im osobiście obrzydza lub przynajmniej utrudnia życie.

Długo to znosiłem ze stoickim spokojem. Ale gdy usłyszałem, że lepiej to będzie, gdy teściowa przestanie się mieszać w życie małżeńskie jednej z respondentek mojego sondażu, nie wytrzymałem. „Ja tu robię sondaż polityczny, a nie zakładam poradnię życia rodzinnego!” – wrzasnąłem. „Polityczny?” – zamyśliła się moja rozmówczyni. „A czy politycy nie mogliby wydać jakiegoś prawa, że teściowe nie mogą w nieskończoność niańczyć swoich synusiów i do wszystkiego się wtrącać?”.

Długo w noc podsumowywałem wyniki moich prac sondażowych. I wyszło mi, że dużej części społeczeństwa idealnie odpowiada następujące stwierdzenie: „Lepiej będzie wtedy, gdy będzie w każdej sprawie tak, jak ja chcę”. „No” – pomyślałem sobie. „Przy takim zderzeniu egoizmów, to nasza polityka ma niewielkie szanse na sukces”.

I wymieszałem się z polityki.

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz