wtorek, 14 lutego 2012

Awaryjność

Świat dzieł ludzkich co chwilę się psuje i zawodzi. Jak akurat nie wysiadł Internet, to szwankuje toaleta. Ledwo kupisz nową pralkę, bo stara odmówiła współpracy, a tu trzeba wymieniać żarówkę w samochodzie. Gdy już wszystko jako tako doprowadzisz do zgodnego z przeznaczeniem funkcjonowania, to się akurat, tuż przed wyjściem, sznurowadło urwie. Wszechobecna awaryjność.

Namnożyliśmy tych rzeczy i urządzeń tyle, że stopień zależności od nich zwykłego człowieka zaczyna być co najmniej niebezpieczny. Trzymając tablet w dłoni nie potrafimy pojąć, jak w ogóle mogliśmy sobie w dotychczasowym życiu radzić. A istnienie ludzkości bez komórki, lodówki i prądu w gniazdku w ogóle przekracza wyobrażenie coraz większej liczby jej przedstawicieli.

Nie potrafimy tworzyć rzeczy doskonałych. Właściwie wszystko, cokolwiek wychodzi z naszych rąk, niesie w sobie ukrytą usterkę. Jakiś słaby element. Wszystko, czym się otoczyliśmy, jest jak łańcuch. Na tyle mocne i niezawodne, jak jego najsłabsze ogniwo. Gwarancje, które dajemy, zawsze są okresowe, nigdy bezterminowe.

Skąd więc w nas ta nieustanna tęsknota do wiecznej "bezawaryjności"?

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz