piątek, 24 lutego 2012

Łuskanie

Kiedyś to wydawało się proste. Słowa leżały niemal wszędzie. Na jezdni, na dywanie, na stole i pod nim. W kuchni i na ladzie. Na wąskiej ścieżce i w kolejowym wagonie. Było ich tyle, że wystarczyło ręką machnąć w powietrzu, aby złapać sutą garść i bez wysiłku rozrzucić na nowo przed siebie, nie tyle gestem siewcy, ile utracjusza, który z nadmiaru bogactwa bezmyślnie sypie złotymi monetami w tłum.

Teraz jest inaczej. Słowa się pochowały. Trzeba ich szukać mozolnie, pomagając sobie coraz silniejszymi latarkami, bo świeca już na nic. Trzeba je wydłubywać ze szpar w podłodze. Wyłuskiwać, jak resztki ziaren z wydziobanego przez ptaki słonecznika. Przetrząsać szuflady, sprawdzając, czy tam się jakieś nie zawieruszyło. Wytrzepywać kieszenie, zaglądając pilnie w szwy, aby nie przeoczyć nawet najmniejszego.

Co się stało? Dlaczego z nadmiaru nagle w taki niedobór? Dlaczego słowa gdzieś uciekły lub przynajmniej bardzo się zakamuflowały, udając, że ich nie ma?

- Jak to dlaczego?! Kiedyś podobały ci się wszystkie i brałeś bez wybierania. A teraz nagle jakieś kryteria, wymagania, warunki, grymaszenie...

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz