piątek, 3 lutego 2012

Drugi bliźni

Kaznodzieja z uporem używał sformułowania "Drugi bliźni". Odmieniał te dwa słowa jako nierozerwalny związek przez wszystkie przypadki. "Drugi bliźni to", "drugiemu bliźniemu tamto", "drugiego bliźniego owo". Tak, jakby nie wiedział, że bliźni, to właśnie ten drugi człowiek. Jakby nie wystarczyło powiedzieć po prostu "bliźni", żeby wszystko był jasne i precyzyjne, bez ukrytych tautologii.

Zrazu było mówienie o "drugim bliźnim" drażniące i denerwujące. A po chwili doprowadziło do dziwacznego toku myślowego. "Skoro jest drugi bliźni, to musi też być pierwszy. Gdzie jest pierwszy bliźni? Jak go znaleźć i wskazać? Kto nim jest?".

To ważne, zwłaszcza w kontekście "ludzkiej" części przykazania miłości. "Miłuj bliźniego swego, jak siebie samego".

Gdy Jezusowi jakiś usiłujący się wykaraskać z niezręcznej sytuacji spryciarz zadał pytanie "Kto jest moim bliźnim?", w odpowiedzi usłyszał przypowieść o miłosiernym Samarytaninie. Na końcu opowieści o ignorującym człowieka w potrzebie kapłanie i lewicie oraz obcokrajowcu, który się nim zajął, Jezus zapytał: "Któryż z tych trzech okazał się, według twego zdania, bliźnim tego, który wpadł w ręce zbójców?". Czyli niejako odwrócił kierunek zawarty w przykazaniu. Po tej linii zresztą poszedł ów cwany i udający niezorientowanego pytający. "Ten, który mu okazał miłosierdzie". Z tego punktu widzenia bliźnim jest ten, kto kocha... drugiego bliźniego.

No i proszę. Da się znaleźć "pierwszego bliźniego"... I "drugiego" też... ;-)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz