- Jak to jest, że ktoś inny zrobił coś złego, a mnie jest wstyd?
- A jemu?
- Komu?
- Temu, co zrobił coś złego, jemu jest wstyd?
- Nie wiem.
- Bo gdyby mu nie było wstyd, to twój wstyd mógłby pełnić rolę zastępczą. Ale skoro nie wiesz...
- Mówiłem, że nie wiem. Nawet człowieka nie znam.
- To dodatkowo komplikuje sprawę. Naprawdę nie znasz?
- Nie znam. Pierwszy raz na oczy widziałem osobnika.
- Ale coś cię z nim łączy?
-
Jasne! Jesteśmy obywatelami tego samego państwa, należymy do tego
samego narodu, do jednego Kościoła, a przede wszystkim oba jesteśmy
ludźmi.
- O, wysoko...
- Co wysoko?
- Wysoko sięgasz,
wskazując swoje związki z tym kimś. Gdyby to był ktoś z twojej rodziny,
łatwiej by było zrozumieć twoje zawstydzenie. Jakoś je uzasadnić. Ale
przy tak wysokim stopniu abstrakcji...
- Jak to "abstrakcji"?! To są realne i bardzo konkretne więzi! Przynajmniej w moim rozumieniu.
-
Czyli poczuwasz się do współodpowiedzialności za to, co on zrobił. Na
podstawie tych więzi. A jako współodpowiedzialnemu, jest ci wstyd.
Proste.
- Czyli winne są te więzi? Gdybym się odciął, to nie byłoby mi wstyd? Albo gdyby jego jakoś udało się odciąć?
- Tylko uważaj z tymi ostrymi narzędziami. Jeszcze się pokaleczysz albo komuś krzywdę zrobisz.
- Nie żartuj. Ja poważnie mówię.
- Ja też. Poza tym taka ucieczka przed wstydem w twoim przypadku i tak nie ma sensu.
- A to czemu?
- Bo i tak nie uciekniesz... Przed wstydem nie ma ucieczki.
poniedziałek, 23 kwietnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz