niedziela, 29 kwietnia 2012

Powołani do...

Było więcej niż pewne, że wylądują na tym temacie. No i wylądowali.

- Powinni jak najszybciej znieść ten cały wasz celibat - stwierdziła autorytatywnie i rzuciła wyzywające spojrzenie.

- A to czemu?

- Bo nic dobrego z niego wynika, a sporo złego - rzuciła ogólnikowo.

- Merytoryczne i pełne konkretów uzasadnienie - powiedział ksiądz z kpiącym uśmiechem.

- No więc dobrze. Chcesz konkretów? Masz. Celibat robi z was skrajnych egoistów. Pod wieloma względami niczym się nie różnicie od tak modnych dzisiaj singli, którzy wybierają samotność z wygodnictwa i niechęci do brania za kogoś odpowiedzialności. A w niektórych kwestiach, to ich nawet prześcigacie.

- Na przykład?

- Na przykład w tym, że o nic się nie musicie martwić. Wszystko macie podane pod nos, posprzątane, wyprane, wypracowane.

- Coraz częściej w parafiach nie ma gospodyń, kucharek, sprzątaczek - wtrącił szybko. - Sam przez wiele lat prowadziłem w całkowicie samodzielnie "gospodarstwo".

- Już się nie chwal - ucięła. - Ale pomyśl sam. Nie masz żony, dzieci. Martwisz się tylko o zaspokojenie swoich potrzeb, nie musisz się zastanawiać nie tylko, czy ci starczy kasy na nowe buty dla dzieciaków, ale przede wszystkim nie spędza ci snu z oczu to, że dorastający syn znalazło sobie ostatnio jakiego podejrzane towarzystwo, że córka nie chce się uczyć, a najmłodszy znowu jest chory, choć dopiero dwa tygodnie temu ledwo się pozbył gorączki. Nie zawracasz sobie głowy samopoczuciem żony, nie masz teściowej, która obraziła się na ciebie po ostatnich świętach, bo nie spróbowałeś jej popisowej sałatki... No powiedz, jakie życiowe problemy ma w polskich warunkach taki przeciętny ksiądz...

- Jeśli jest proboszczem, ma na głowie całą parafię, jeśli wikarym, to zajmuje się ilomaś grupami, pewnie też w kontaktach indywidualnych dotyka niejednego ludzkiego problemu...

- Ale to są jakby problemy zawodowe. Ale potem wraca taki ksiądz do domu i tam już nie ma tych wszystkich trosk i kłopotów, jakie ma zwyczajny człowiek, który założył rodzinę, prawda? Ma ciszę i święty spokój. Nikt mu głowy nie zawraca. Nie musi uspokajać dzieci, które się znowu o coś pokłóciły, nie suszy mu głowy żona, która czuje się zaniedbywana...

- Może dlatego, że właściwie, to ksiądz nie ma domu...

Zadzwoniła jej komórka. "Już, już wracamy, Marcysiu. Co?! Nie pokaleczyłaś się... No to najważniejsze... Nie płacz, nic się przecież nie stało. Mówię przecież, że nic się nie stało... A do taty dzwoniłaś? Powinien już wrócić, przecież tylko na chwilę wyskoczył do babci coś jej zawieźć... No widzisz, no to albo tata albo ja zaraz będziemy w domu... A mówiłam Pawłowi, żeby poczekał, aż ktoś z nas wróci...".

- Muszę lecieć - krzyknęła w stronę duchownego, już w połowie drogi do samochodu. - Pogadamy przy okazji... Ale przemyśl to, co ci powiedziałam... - uruchomiła silnik i trzasnęła drzwiami. Mało nie zajechała komuś drogi wyjeżdżając z parkingu.

"Masz ci los" - zadumał się ksiądz. "To ci mi urządziła niedzielę powołań i dobrego pasterza w jednym...". stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz