Wytrzeszczałem dzisiaj oczy, szukając w ludzkich twarzach i zachowaniach oznak paschalnej radości, szczerej i nieskrywanej radości z faktu Zmartwychwstania Jezusa. No bo przecież jest z czego. Wszak pokonana została śmierć. Ta śmierć, której próbujemy uniknąć na wiele najrozmaitszych sposobów, od pasów bezpieczeństwa zaczynając, a na skomplikowanych zabiegach medycznych oraz drogich farmaceutykach kończąc.
Ciężko mi szło, to szukanie. Niewiele dostrzegłem gestów, niewiele słów usłyszałem, będących wyrazem chrześcijańskiego rozradowania. Nie chodzi mi zresztą tutaj o jakieś entuzjastyczne śpiewy i podskoki, jak na zawodach sportowych po zdobyciu kolejnego punktu... Chociaż właściwie dlaczego nie? W końcu mamy do czynienia z ostatecznym zwycięstwem w zmaganiach o najwyższą stawkę - nasze życie. Ale nawet w kwestii po prostu spokojnego promieniowania paschalną radością mamy jeszcze wiele do nadrobienia.
Najbardziej mnie zastanowiła krótka, przyznam, że zainicjowana przeze mnie, rozmówka na temat radości Zmartwychwstania. Na moje indagacje w okolicach jednego z kościołów ktoś wychodzący właśnie ze świątyni po Mszy zapytał mnie: "A czy Chrystus się cieszył, że zmartwychwstał i mógł wrócić do swoich uczniów? Sądzę, że nie, bo i z czego miałby się cieszyć?".
Po powrocie przejrzałem w internecie mnóstwo wizerunków Zmartwychwstałego Jezusa. Faktycznie, na większości nie tryska radością, nawet się nie uśmiecha. Na niejednym ma wyraz twarzy nieco mściwego triumfatora. Ale są i takie wizerunki Zmartwychwstałego, na których widać nie tylko uśmiech, ale szczerą radość. Radość Zmartwychwstania.
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz