piątek, 13 kwietnia 2012

Też to masz?

Siedział jakiś zasępiony, bo raczej nie zamyślony. Postanowiłem pochylić się z troską nad człowiekiem.

- Coś cię gryzie? - zapytałem ostrożnie.

- Ty też to masz? Ale szczerze? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Głos miał przeniknięty znużeniem i zniechęceniem.

- Co?

- Takie doświadczenie, że coraz więcej ludzi w religii głoszącej Boga będącego Miłością, szuka uzasadnienia dla swojej nienawiści. Bo ja to mam ostatnio prawie codziennie - jego spojrzenie faktycznie wołało o pomoc.

- Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli... - powiedziałem, szukając gwałtownie jakiegoś koła ratunkowego. Dla siebie, nie dla niego.

Domyślił się. Wyraz jego oczu się zmienił, ale nie znalazłem w nich wyrzutu. Raczej coś na kształt zrozumienia.

- To może mi powiesz, co według ciebie jest istotniejsze: głoszenie prawdy i promowanie dobra, czy wykazywanie kłamstwa i walka ze złem?

- Myślę, że trzeba robić jedno i drugie.

- Ale czasami musisz wybrać, bo nie masz dość czasu, sił, środków, aby zajmować się i tym i tym. Co wtedy?

- Po co pytasz, skoro dobrze znasz odpowiedź? - zirytowałem się szczerze.

- Otóż właśnie nie. Nie znam. Wydawało mi się, że mam ją już opracowaną i dopracowaną, ale ostatnio coraz częściej dowiaduję się sam od siebie, że tak nie jest - odpowiedział wybuchem na mój wybuch. - Ze zdwojoną siłą wraca dylemat "ofensywa czy defensywa?".

- O ile się znam na sporcie, atakując nie można rezygnować z obrony swojej bramki. Dlatego jedni są napastnikami, a drudzy obrońcami - z satysfakcją znalazłem jakieś w miarę proste odniesienie.

- A co jeżeli jesteś sam i musisz zdecydować? - powiedział, jakby nie zrozumiał mojego sportowego przykładu.

- Kto powiedział, że jesteś sam? - znów podniosłem głos, zniecierpliwiony. - Zawsze jesteś członkiem drużyny.

- No dobrze, niech będzie, że zawsze jest jakaś drużyna - powiedział ugodowo. - Ale nawet w drużynie muszę zdecydować, czy gram w obronie czy w ataku.

- Ty? - roześmiałem się, przypominając sobie jego brak jakichkolwiek sportowych predyspozycji. Toż to istna niedojda w tej dziedzinie. - Od takich decyzji są inni. Na przykład trener - rzekłem pouczająco.

Odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę, jakby nagle dokonał jakiegoś odkrycia. Wyciągnął palec wskazujący w moją stronę, ale przez chwilę nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Wreszcie ogłosił triumfalnie:

- Też to masz! Tylko sprytnie postanowiłeś przerzucić decyzję na kogoś innego!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz