Siedział jakiś zasępiony, bo raczej nie zamyślony. Postanowiłem pochylić się z troską nad człowiekiem.
- Coś cię gryzie? - zapytałem ostrożnie.
- Ty też to masz? Ale szczerze? - odpowiedział pytaniem na pytanie. Głos miał przeniknięty znużeniem i zniechęceniem.
- Co?
- Takie doświadczenie, że coraz więcej ludzi w religii głoszącej Boga będącego Miłością, szuka uzasadnienia dla swojej nienawiści. Bo ja to mam ostatnio prawie codziennie - jego spojrzenie faktycznie wołało o pomoc.
- Nie bardzo rozumiem, co masz na myśli... - powiedziałem, szukając gwałtownie jakiegoś koła ratunkowego. Dla siebie, nie dla niego.
Domyślił się. Wyraz jego oczu się zmienił, ale nie znalazłem w nich wyrzutu. Raczej coś na kształt zrozumienia.
- To może mi powiesz, co według ciebie jest istotniejsze: głoszenie prawdy i promowanie dobra, czy wykazywanie kłamstwa i walka ze złem?
- Myślę, że trzeba robić jedno i drugie.
- Ale czasami musisz wybrać, bo nie masz dość czasu, sił, środków, aby zajmować się i tym i tym. Co wtedy?
- Po co pytasz, skoro dobrze znasz odpowiedź? - zirytowałem się szczerze.
- Otóż właśnie nie. Nie znam. Wydawało mi się, że mam ją już opracowaną i dopracowaną, ale ostatnio coraz częściej dowiaduję się sam od siebie, że tak nie jest - odpowiedział wybuchem na mój wybuch. - Ze zdwojoną siłą wraca dylemat "ofensywa czy defensywa?".
- O ile się znam na sporcie, atakując nie można rezygnować z obrony swojej bramki. Dlatego jedni są napastnikami, a drudzy obrońcami - z satysfakcją znalazłem jakieś w miarę proste odniesienie.
- A co jeżeli jesteś sam i musisz zdecydować? - powiedział, jakby nie zrozumiał mojego sportowego przykładu.
- Kto powiedział, że jesteś sam? - znów podniosłem głos, zniecierpliwiony. - Zawsze jesteś członkiem drużyny.
- No dobrze, niech będzie, że zawsze jest jakaś drużyna - powiedział ugodowo. - Ale nawet w drużynie muszę zdecydować, czy gram w obronie czy w ataku.
- Ty? - roześmiałem się, przypominając sobie jego brak jakichkolwiek sportowych predyspozycji. Toż to istna niedojda w tej dziedzinie. - Od takich decyzji są inni. Na przykład trener - rzekłem pouczająco.
Odwrócił gwałtownie głowę w moją stronę, jakby nagle dokonał jakiegoś odkrycia. Wyciągnął palec wskazujący w moją stronę, ale przez chwilę nie umiał znaleźć odpowiednich słów. Wreszcie ogłosił triumfalnie:
- Też to masz! Tylko sprytnie postanowiłeś przerzucić decyzję na kogoś innego!
piątek, 13 kwietnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz