- Możesz mi wierzyć na sto procent. Ja nie kłamię, tak jak inni - powiedział, za wszelką cenę usiłując mi zajrzeć w oczy.
Zmrużyłem powieki. Dotychczas słuchałem z pełną otwartością i zaufaniem. Nie przyszło mi do głowy, że może mówić nieprawdę. Ale w tym właśnie momencie w mojej głowie odezwał się dzwoneczek. Może nawet całkiem duży dzwonek. Ostrzegawczy.
- Nie pytałem, czy kłamiesz - powiedziałem powoli. - Dlaczego nagle zacząłeś mnie zapewniać o swojej prawdomówności?
Pochylił się dość gwałtownie i zaczął czegoś szukać w leżącej na stole sporej aktówce.
- Tu są odpowiednie zaświadczenia. Gdybyś miał wątpliwości - posunął gruby plik kartek w moją stronę.
- A mam powody, żeby je mieć? - cedziłem coraz wolniej i ciszej.
Gdy już był gotów, aby mi odpowiedzieć, dorzuciłem szybko pytanie:
- Inni kłamią? Którzy?
- No wiesz, różnie to w zawodzie bywa.
- Miałeś kogoś konkretnego na myśli? - nie ustępowałem.
Po jego twarzy przebiegł jakiś skurcz. Złożył ręce, jak do modlitwy.
- Nie, źle mnie zrozumiałeś. Chciałem tylko dać ci pewność, że w tym, co ci przedstawiłem, nie ma żadnej ściemy. Sam wiesz, że w takich sprawach bywa różnie.
- Skąd miałbym wiedzieć? - zdziwiłem się. - To mój pierwszy raz. Dlatego pomyślałem, że skorzystam z twojej oferty, bo przecież znamy się od dawna i myślałem, że mogę mieć do ciebie zaufanie.
- Bardzo dobrze myślałeś! - rozciągnął usta w szerokim uśmiechu. Odprężył się.
- Tylko widzisz, właśnie opadły mnie wątpliwości - powiedziałem zniżając głos jak ktoś, kto mówi z głębokim zamyśleniu.
- Wątpliwości? Dlaczego?! - powiedział, dla kontrastu nienaturalnie wysoko. Prawie zapiszczał.
- Bo nagle zacząłeś mnie zapewniać, że nie kłamiesz. To wzbudziło moją czujność, a potem podejrzliwość - wyjaśniłem szczerze, obserwując jego dłonie. Znaliśmy simę od dawna. Widziałem, że gdy się denerwuje, odruchowo pociera jedną dłonią o drugą, jakby używał ręcznika. - Tak już mam, że nie ufam ludziom, którzy bez potrzeby przekonują mnie, że mówią prawdę. Z zasady zakładam, że ludzie mówią prawdę. Ufam innym, zwłaszcza tym, którzy nigdy mnie wcześniej nie zawiedli.
- Rozumiem - wyszeptał. Schował stosik zaświadczeń i inne dokumenty do teczki. - Swoją drogą, to wredne z twojej strony - powiedział niespodziewanie po chwili.
- Co? - zapytałem unosząc brwi.
- Że mi to tak wprost powiedziałeś - powiedział z pretensją. - Wiesz, jak ja się teraz czuję?
- Domyślam się - odrzekłem spokojnie. - Ale pociesz się, że mnie też nie jest miło.
Zatrzymał wzrok na mojej twarzy, szukając jakiegoś dopowiedzenia. Uśmiechnąłem się.
- Widzisz, życie nauczyło mnie, że jeśli ktoś mówi prawdę, po prostu ją mówi. Nie musi zapewniać o swej prawdomówności. A już na pewno nie musi podkreślać swojej prawdomówności oskarżając innych o kłamstwo. Ot, taka prywatna życiowa mądrość...
Nie czekałem na odpowiedź. Zebrałem ze stołu filiżanki i poszedłem je umyć.
poniedziałek, 16 kwietnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz