Działanie wymaga motywacji. Powodu. Po to, aby było sensowne. To znaczy, aby ten, kto je podejmuje, widział w nim sens. Jeśli podejmuje działanie bez rzeczywistej motywacji, odczłowiecza je. To maszyna nie zastanawia się, po co coś robi. Została skonstruowana (mimo wszystko nasuwające się słowo "stworzona" nie jest tu właściwe) po to, aby bezrefleksyjnie powtarzać pewien zestaw czynności.
Myślę, że szczególną sferą działania, wymagającą specyficznego rodzaju motywacji, jest kierowanie do ludzi jakiegoś przesłania.
Rodzi się pytanie, czy Jezus, widząc, że Dobra Nowina o zbawieniu, którą przyniósł ludziom, do niech nie trafia, mało tego, że nie ma na nią prawie wcale zapotrzebowania (bo akurat trwało wytężone oczekiwanie na mesjasza w zupełnie innym, ziemskim i doczesnym wymiarze), nie miał problemów z motywacją. Wydaje mi się, że w Nowym Testamencie można znaleźć pewne sygnały, że zmagał się z tym problemem i to nie jeden raz podczas swej trzyletniej publicznej działalności.
Patrząc na ludzi wokół mnie raz po raz łapię się na tym, że z braku rzeczywistej motywacji do działania, wytworzyli sobie motywacje zastępcze, iluzoryczne, mówiąc wprost, fałszywe. Uzasadniają je iluzorycznymi, pozornymi celami, do których podobno zdążają. W rzeczywistości chwytają się jakichś wyimaginowanych idei po to, aby nie stracić nie tylko zapału do codziennego wstawania z łóżka, ale powodu do oddychania.
Z dużym niepokojem obserwuję taki stan nie tylko u ludzi, którzy już przeżyli kawałek czasu na ziemi i czegoś dokonali, coś osiągnęli. Widzę to coraz częściej u ludzi młodych, dopiero wchodzących w życie. Nie znajdując celów realnych, skupiają się na wydumanych, do rangi motywacji podnosząc zaspokajanie kolejnych potrzeb. Potrzeb, które niejednokrotnie nie są ich realnymi potrzebami, lecz są im wmawiane, narzucane z zewnątrz.
Elementem konstytutywnym rzeczywistej motywacji musi być między innymi nadzieja. To dziś "towar" wyjątkowo deficytowy. Tym przykrzejsze jest, że gdy ludzie przychodzą po nią do Kościoła, natrafiają na pustkę, podpieraną systemem nakazowo-rozdzielczym i zasadami moralnymi traktowanymi w kategoriach przepisów do omijania, nie do przestrzegania.
Ani życia ludzkiego, ani Kościoła, nie da się budować na zasadzie "bo tak wypada". Pójście za Chrystusem wymaga głębokiej motywacji, powodu zakorzenionego w czymś więcej, niż ciekawość czy owczy pęd. Jeśli tego zabraknie, szybko słyszy się od Jezusa pytanie: "Czy i wy chcecie odejść?".
środa, 18 kwietnia 2012
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz