czwartek, 14 lutego 2013

Niespodzianki i zaskoczenia

Teoretycznie – tak przynajmniej uważa wielu znanych mi ludzi – chcemy być zaskakiwani. „No powiedz sam, kto nie lubi niespodzianek?” – entuzjazmował się jeden z moich znajomych, gdy nakryłem go, jak planował urozmaicić życie dość licznej grupie ludzi, wśród których i ja miałem się znaleźć.

W rzeczywistości lubimy niespodzianki o wiele mniej, niż nam się wydaje. Niby podnieca nas to, czego nie przewidywaliśmy, niby chcemy tych skoków poziomu adrenaliny, jakie są z zaskoczeniem związane, ale tak naprawdę, w głębi serca, wolimy, by życie toczyło się w miarę utartym szlakiem, nie podskakując za bardzo na wybojach.

Jak reagujemy, gdy zdarza się coś naprawdę niespodziewanego, coś takiego, jak rezygnacja papieża z jego posługi, nagła poważna choroba w rodzinie albo niezapowiedziana przeprowadzka dalekiego krewnego do naszego domu? Nasza pierwsza reakcja to niedowierzanie. To odruchowa próba niewpuszczenia tego, co niespodziewane, do naszej jako tako uporządkowanej i podążającej ustalonym torem egzystencji. Coś, jakby automatyczna blokada, chroniąca bezpieczeństwo budowane na przewidywalności, na planowaniu, na złudzeniu, że znamy przyszłość. „Bo skąd mam wiedzieć, czy kolejny niespodziewany dzwonek domofonu zapowiada kogoś, kto chce mi sprzedać szczęście, czy kogoś, kto mi je po prostu da. Bez zapowiedzi” – zastanawia się w książce „Makatka” Dorota Szelągowska. A my, przyznajmy to szczerze, chcemy wiedzieć wcześniej. Nie bez powodu montujemy w drzwiach wizjery i kamery przy furtkach. Nie mówiąc już o innych próbach uprzedzenia przyszłości.

Heraklit z Efezu pół tysiąclecia przed narodzeniem Jezusa Chrystusa stwierdził, że „Kto nie spodziewa się niespodziewanego, ten go nie odkryje”. Na niespodzianki, na to, co zaskakujące, trzeba być przygotowanym, aby je zauważyć. Paradoks? Wcale nie.

Chodzi o pewną gotowość wewnętrzną. O wyrażoną z góry zgodę na to, co Jonathan Kellerman w jednej ze swych książek ujął może bez spodziewanej powagi, ale celnie: „Życie jest zabawne, wiesz? Układasz plany, kombinujesz, a potem zupełnie niespodziewanie coś się zdarza”.

Rozmawiałem kiedyś o życiowych niespodziankach i zaskoczeniach z bardzo doświadczonym przez los człowiekiem, który mówił, że jest niewierzący. „Wy, chrześcijanie, macie pod tym względem łatwiej” – powiedział z pewnym wyrzutem w głosie. „Was żadne niespodziewane wydarzenie nie powinno zbijać z nóg, bo macie to swoje zaufanie do Boga” – uzupełnił myśl po dłuższej chwili. I szybko dodał: „Tego wam najbardziej zazdroszczę”. stukam.pl

Tekst wygłoszony na antenie Radia eM

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz