środa, 6 lutego 2013

Znajomi

Czasy mamy takie, że łatwo jest dać się nabrać. Sformułowania "się nabrać" jest tu bardzo na miejscu i adekwatne, ponieważ rzeczywiście, sami siebie nabieramy. Na tym polega cały mechanizm, że osobiście i bez żadnego przymusu wprowadzamy się w złudzenia. A następnie w  nich się własnym wysiłkiem umacniamy i utrzymujemy.

Na czym polega złudzenie i samonabieranie? Na przekonaniu, że kogoś znamy. Kogoś, kogo w życiu realnie nie spotkaliśmy, a całą wiedzę o nim czerpiemy z szeroko pojętych mediów.

Wielokrotnie w życiu zdarzało mi się odruchowo ukłonić na ulicy, na oficjalnej imprezie czy w pociągu ludziom, których znałem wcześniej wyłącznie z ekranu telewizora albo ze zdjęć w gazecie. Mam również na swoim koncie - co prawda nieliczne i realizowane dość dawno, ale jednak - próby podjęcia z takimi ludźmi rozmowy w stylu, w jakim gada się ze znajomymi. Próby wynikające w pomieszania sfer rzeczywistości. W tych paru przypadkach wydawało mi się, że już się kiedyś spotkaliśmy w realu, bo owe osoby tak często napotykałem w mediach.

Nauczyłem się nad tym panować, a równocześnie zaobserwowałem, że podobnym omamieniom i błędnym mniemaniom co do znajomości ludzi podlegają wcale rzadko również inni.

Zjawisko to nasiliło się, gdy zaistniał Internet i takie zjawiska, ja Facebook. Okazuje się, że całe mnóstwo przedstawicieli gatunku jedynie na podstawie w miarę regularnej lektury internetowych postów dochodzi do wniosku, że tego czy owego zna. Nie chodzi tylko o wysyłanie kompletnie obcym ludziom tzw. zaproszenia do grona znajomych. Chodzi o budowanie w sobie wewnętrznego przekonania, że wie się o tym czy owym człowieku wystarczająco dużo, aby móc powiedzieć bez zamiaru kłamstwa "Znam go".

Trójka czołowych brytyjskich ministrów namawiając swoich kolegów partyjnych do głosowania za zrównaniem związków jednopłciowych z usankcjonowanym prawnie związkiem mężczyzny i kobiety napisała, że "pojęcie małżeństwa ewoluuje". Zapewne w głowach polityków i części pracowników mediów. Natomiast w głowach zwykłych zjadaczy chleba, którzy nie żyją z tego, że robią innym wodę z mózgu, z całą pewnością ostatnio bardzo mocno ewoluowało pojęcie "znajomy". Nastąpiło znaczące przesunięcie akcentów. Sięgając do słownikowych definicji trzeba stwierdzić, że znajomy to bardziej "ktoś, o kim się słyszało lub o którym się cokolwiek wie, nieobcy" niż "ktoś, kogo się zna osobiście lub z widzenia". Choć najtrafniej byłoby chyba rzec, że znajomy to w czasach wszechobecności mediów i terroru Internetu "ktoś, o kim komuś innemu wydaje się, że coś o nim wie".
 stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz