sobota, 9 lutego 2013

Opowieści

Jesteśmy gatunkiem opowiadaczy. Od zawsze, nieustannie snujemy opowieści. Opowiadamy historie prawdziwe, częściowo zmyślone, całkowicie zbudowane w naszej fantazji. Opowiadamy na mnóstwo sposobów. Słowami. Obrazami. Dźwiękami. Literami. Gestami. Czasami tylko spojrzeniem. O tym co było. Co jest. I co będzie. Albo nigdy się nie zdarzyło i nie zdarzy.

Opowiadamy o sobie. Relacjonujemy innym to co przeżyliśmy, co widzieliśmy, co nas spotkało, czego doświadczyliśmy. Ale też opowiadamy o innych. O bliskich i dalekich. O znajomych i obcych. Opowiadamy o ludziach, zwierzętach, roślinach, kamieniach, atomach, planetach. O tym, co żyje i o tym, co nieożywione. O tym, co materialne i niematerialne. Co trwałe i co przemijające. O tym, co w jakiejś skali uznawane jest za ważne i o tym, co w tej samej skali wydaje się nieistotne. A jednak, nie odrzucając samej skali, poświęcamy czas i wysiłek, aby o tym w jakiejś formie opowiedzieć.

Mijają pokolenia, a my nie potrafimy przestać snuć opowieści. Jakbyśmy wpadli w nałóg nie do opanowania.

"Kto wie, czy cała literatura nie zaczęła się od jakiegoś praopowiadania - jednowątkowej mitologicznej narracji, fantastycznej baśni albo po prostu opowieści o tym, co wydarzyło się przedwczoraj sąsiadowi. Od spontanicznego snucia historii do opowiadania jako gatunku literackiego minęło jednak wiele czasu" - napisała Olga Tokarczuk.

Pewnie ma rację. Ale skąd to "spontaniczne snucie"? I po co?

PS. Nie, nie proszę nie myśleć, że wpadłem w sidła Eryka Mistewicza i jego marketingu narracyjnego. Nie. Po prostu musiałem opowiedzieć choć trochę o opowieściach. ;-) stukam.pl

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz