Dzieje się. Zaskakująco się dzieje. Okazuje się, że po lekturze mojego tekstu w dzisiejszej „Rzeczpospolitej” o tym, że wyborczy sukces Ruchu Palikota to nie klęska Kościoła katolickiego w Polsce, ale poważne ostrzeżenie, a przede wszystkim ewangelizacyjne wyzwanie, niejeden poczuł się poruszony do tego stopnia, by szukać kontaktu z autorem. Ktoś zadał sobie trud, aby odnaleźć mnie na Facebooku. Ktoś inny odszukał w Internecie mój numer telefonu i zadzwonił, długo rozmawiając o Kościele i dzieląc się swymi doświadczeniami bycia katolikiem w różnych krajach…
To ważne, że nadal ludziom się chce. Że nie wzruszają obojętnie ramionami i zapominając o tym co przeczytali przed chwilą wracają do swoich zajęć. Że czują, iż poruszone sprawy są także ich sprawami.
Czytany dzisiaj w czasie Mszy św. fragment Ewangelii należy do tych, które we mnie zawsze wywołują dreszcz. I niepokój. Brzmi mi bardzo, ale to bardzo aktualnie. Mówi o nas, uczniach Jezusa. O nas, którzy uważamy, że jesteśmy w porządku w wystarczającym stopniu, aby wejść do domu z Jezusem. Bo przecież powinien nas znać. Bo przecież „jadaliśmy i piliśmy” z Nim. Bo wielokrotnie byliśmy wśród audytorium Jego nauczania. Może nawet klaskaliśmy i wzdychaliśmy z zachwytem.
A jednak okazuje się, że to może być niewystarczająca rekomendacja. Że to za mało i drzwi okażą się dla nas za ciasne. Mało tego. Że przez te drzwi gładko przechodzą ci, których my nigdy nie dopuścili nawet na odległość kilometra…
Skąd my to znamy, że ci najpewniejsi siebie, ci z początku kolejki niejednokrotnie, gdy przyszło co do czego, ostatecznie znaleźli się na tak dalekich miejscach, że nie dali rady przekroczyć progu? Bo na przykład okazało się, że ustawili się w kolejce do pięknie ozdobionego wejścia, a wpuszczali akurat tymi niedużymi drzwiami, co wyglądały, jak dla dostawców i służby?
środa, 26 października 2011
Subskrybuj:
Komentarze do posta (Atom)
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz