niedziela, 16 października 2011

Trwanie

Według części zaprezentowanych publicznie recepcji filmu "Ludzie Boga" podstawowym problemem pokazanych w nim zakonników jest decyzja "trwać czy odejść". Myślę, że to dość powierzchowne podejście do problemu. Moim zdaniem prawdziwe pytanie, które stawia sobie w takich sytuacjach człowiek, brzmi nie tyle "Czy trwać?", ale "Dlaczego trwać?". Lub dokładniej "W imię czego trwać?".

Mam wrażenie, że to pytania, przed którymi każdy chrześcijanin, z powagą traktujący swoją wiarę, staje po wielokroć w życiu. Wystarczy się rozejrzeć, aby gołym okiem dostrzec, jak różne mogą być odpowiedzi. Oraz ich konsekwencje.

Bohaterowie "Ludzi Boga" (Czy oryginalnego tytułu nie należy raczej przetłumaczyć "Ludzie i Bóg"?) pozornie wszyscy podejmują tę samą decyzję. Ale ich motywacje są radykalnie różne.

Powie ktoś: "Cóż to ma za znaczenie? W końcowym efekcie i tak mamy to samo". Otóż nie. W tym filmie wcale nie wszyscy zapracowują na tytuł męczenników za wiarę.

Sama decyzja trwania to za mało. Oprócz wspomnianej powyżej kwestii powodu trwania, liczy się również bardzo to, jaki sposób się trwa (choć to niewątpliwie jest związane z motywacją). Trwanie, które nie jest świadectwem, lecz jego faktycznym zaprzeczeniem, nie ma sensu.

Ktoś mi niedawno opowiadał, że ma sąsiada, który jest bardzo uciążliwy dla wszystkich wokół. Podobno sam też się bardzo w tym wszystkim męczy. Ale na wszelkie propozycje zmiany miejsca zamieszkania odpowiada negatywnie. "Ja tu muszę tkwić, jak drzazga w palcu" - mawia podobno w przypływach szczerości podlanych alkoholem. "Bo jak odejdę, to oni będą mieli za dobrze. Nie mogę na to pozwolić".

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz